Od najazdu kibiców na Wilno przy okazji meczu z Vetrą władze Legii przed każdą rundą europejskich pucharów najpierw analizują, jak wylosowany rywal będzie współpracował przy zabezpieczeniu meczów, a dopiero potem – jak gra w piłkę. Broendby współpracowało znakomicie, ale to nie pozwoliło uniknąć kłopotów. I od tygodnia mówi się nie o tym, czy remis z Kopenhagi wystarczy do awansu, ale czy UEFA po bójkach i rzucaniu rac odwiesi karę rocznego wykluczenia z pucharów nałożoną po bitwie wileńskiej.

Działacze Legii przekonują, że raczej nie, skończy się ewentualnie karą finansową. Przed dzisiejszym rewanżem do klubu docierały pogłoski o planowanych burdach, które miałyby ostatecznie przekonać UEFA do wyrzucenia Legii z Europy (to byłaby zemsta kibiców za brak ustępstw ze strony klubu), ale podobno kibice się z tych planów wycofali.

Odstraszająco działa nowa ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych, napisana z myślą o Euro 2012. Obowiązuje od sześciu dni, a jak działa, widać było w pierwszej kolejce ekstraklasy.

Na piątkowym meczu Lechii z Arką, dzień przed wejściem ustawy w życie, na trybunach jeszcze były race. W meczach sobotnich i niedzielnych już nie. Teraz kara za wniesienie materiałów pirotechnicznych może sięgnąć kilku miesięcznych pensji (ustawa mówi o 180 stawkach dziennych) i nawet pięciu lat więzienia. Podobne grzywny – i kara więzienia do trzech lat – grożą za rzucenie przedmiotu z trybun i wbiegnięcie na boisko. A jeśli to wszystko zrobi się z zasłoniętą twarzą, kara może być nawet dwa razy wyższa.

Od 1 sierpnia obowiązuje też w Polsce zakaz stadionowy na wzór angielski – z obowiązkiem (a nie możliwością, jak w poprzedniej ustawie) meldowania się na komisariacie w porze meczu.