Alex Ferguson ostatni raz uśmiechał się szczerze w przeddzień finału Ligi Mistrzów. Potem już nie było powodu. Barcelona rozbiła jego zespół, a następne tygodnie przynosiły ciosy z innych stron. Szalejący Florentino Perez zabrał Cristiano Ronaldo do Madrytu, Carlos Tevez przestał odbierać telefony od sir Aleksa i przeniósł się do Manchesteru City. A tydzień temu United przegrali z Chelsea w rzutach karnych mecz o Tarczę Wspólnoty.
Jeśli cierpi król Premiership w ostatnich trzech sezonach, to razem z nim musi cierpieć cała liga. Na rynku transferowym Anglicy byli w cieniu, z którego wydobywał ich od czasu do czasu Manchester City. Ale jego 100 mln funtów, wydane ze skarbca dubajskich szejków na Teveza, Emmanuela Adebayora, Kolo Toure, Garetha Barry’ego i Roque Santa Cruza to tylko efektowna dekoracja, za nią straszy dziura w finansach ligi. Piłkarzom trudno przełknąć podwyżkę podatków dla najlepiej zarabiających w Wielkiej Brytanii, a graczom zagranicznym osłabienie funta. Żądają, by kluby wyrównały im straty.
Pod względem kosztów prowadzenia piłkarskiego biznesu Premiership nagle powędrowała na ogon najsilniejszych lig Europy. Pod względem emocji dla telewidza i kibica na stadionie wciąż jest jednak niezrównana.
Przed Aleksem Fergusonem wyzwanie, jakiego jeszcze nikt nie udźwignął: zdobyć tytuł mistrza Anglii czwarty raz z rzędu. Ferguson, by załatać dziury w kadrze, kupił skrzydłowych Antonio Valencię z Wigan i Gabriela Obertana, Francuza z Lorient (grał tam na wypożyczeniu z Bordeaux). I za darmo ze zdegradowanego Newcastle wziął Michaela Owena.
Chelsea kupiła Jurija Żirkowa z CSKA Moskwa za 18 mln funtów, ale nadzieje na ten sezon opiera przede wszystkim na nowym trene- rze Carlo Ancelottim. Wicemistrz Liverpool sprzedał do Realu Alvaro Arbeloę i Xabiego Alonso, kupił Alberto Aquilaniego z Romy i Glena Johnsona z Portsmouth, ale u Ra- faela Beniteza i tak wszystko kręci się wokół Stevena Gerrarda i Fernando Torresa.