Nikt nie wie dlaczego na debiut trenera tak wyczekiwanego przez kibiców - jak chyba żaden wcześniej - wybrano nie tylko stadion, na którym otwarta jest jedna trybuna, ale też taki, na którym nie da się grać ze względu na fatalne boisko. Oficjalnie - Rumuni uparli się, by grać w Warszawie. Dziwne jednak, że chcieli sprawdzić formę swojej drużyny w takich okolicznościach. Piłkarze zostawali w blokach, buksowali, jak samochody na śliskiej nawierzchni, spod ich nóg leciał piach, którym gospodarze wyrównali wyrwy w boisku.
[wyimek][srodtytul]0:1 (0:0)[/srodtytul]Polska - Rumunia[/wyimek]
Franciszek Smuda przez fanów przywitany został ciepło zaraz po tym, jak tradycyjnie zwyzywano PZPN. Trener odwrócił się do trybun, ukłonił i pomachał. Była piąta minuta, a później zaczął się dialog. Kibice przypominali mu, że „tylko Smuda czyni cuda”, ale kiedy po pół godzinie gra nie wyglądała tak, jak sobie życzyli zaczęły się uszczypliwości. - Nie wytrzymałem i zaproponowałem im, że jeśli chcą oglądać ciekawy mecz, muszą zejść na dół i zrobić coś z tym boiskiem - mówił później nowy selekcjoner.
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/artykul/289492,392326_Szczeplek__Na_budowie_.html]Przeczytaj komentarz Stefana Szczepłka[/link][/b][/wyimek]
Mecz rzeczywiście nie był ciekawy, ale i tak zdecydowanie najlepszy w wykonaniu Polaków od sierpnia, kiedy w Bydgoszczy wygrali z Grecją 2:0. Pierwszy raz od dawna reprezentacja miała lidera - nazywał się Ludovic Obraniak. Grał na środku boiska i według Smudy, właśnie w tym miejscu wykorzystywany będzie do końca jego kadencji. Piłkarz Lille poczuł wreszcie odpowiedzialność, a że był w stanie ją udźwignąć, precyzyjne i szybkie podanie co raz dostawał od niego Kamil Kosowski, Robert Lewandowski, albo Ireneusz Jeleń.