Chelsea stopniowo eliminuje konkurencję. Rozpędzony zespół Carlo Ancelottiego miewa w tym sezonie chwile słabości (porażki z Wigan i Aston Villą), ale najgroźniejszym rywalom punktów nie rozdaje. Pokonał już Manchester United (1:0), Liverpool (2:0) i Tottenham (3:0), a teraz zamierza potwierdzić swoją dominację w meczu z Arsenalem, który tydzień temu pierwszy raz nie strzelił gola i przegrał z Sunderlandem, tegorocznym specjalistą od niespodzianek.
W maju Chelsea wygrała na stadionie Emirates aż 4:1. Teraz drużyna Arsene’a Wengera nie może sobie pozwolić na porażkę. Jest trzecia w tabeli (ma jedno zaległe spotkanie), do Chelsea traci 8 punktów i musi postawić wszystko na jedną kartę, jeśli chce zachować realne szanse na tytuł i sprawić, że emocje nie skończą się już w połowie sezonu. – Ważne, by ludzie zrozumieli, że Arsenal nie osiągnął jeszcze szczytu swoich umiejętności, a gdy w styczniu dokona kilku transferów, może zaskoczyć Chelsea i Manchester United oraz wielkie europejskie firmy – uważa były napastnik Arsenalu Dennis Bergkamp.
Wengerowi przybyły w tym tygodniu dwa zmartwienia. We wtorek kontuzji w meczu Ligi Mistrzów ze Standardem Liege doznali William Gallas (zderzył się z Andriejem Arszawinem) i Kieran Gibbs (złamał kość śródstopia). Ancelotti takich kłopotów nie zna. Bóle głowy ma tylko wtedy, gdy musi zdecydować, kogo posadzić na ławce. Didier Drogba jest już gotowy do gry, szybciej, niż się spodziewano, do zdrowia wrócił Frank Lampard.
Na potknięcie Arsenalu czekają Tottenham, który ośmieszył ostatnio Wigan (9:1), i Aston Villa. Czwarty i piąty zespół ligi spotkają się w sobotę w Birmingham.
[srodtytul]Nowa rzeczywistość[/srodtytul]