[b]Rz: „Każdy trener jest tymczasowy. Zawodnik też” – pana wypowiedź z października nabrała teraz nowego znaczenia. U Leo Beenhakkera występował pan najczęściej ze wszystkich piłkarzy, u Stefana Majewskiego był pan kapitanem, a Franciszek Smuda w ogóle pana nie powołał. Przykro?[/b]
Mariusz Lewandowski: Smuda nie powołał mnie na dwa towarzyskie mecze, a co będzie dalej – nie wiadomo. Znam swoją wartość, gram w dobrym klubie, utrzymuję się w nim od dziewięciu lat. Nie mam kompleksów. Jeżeli selekcjoner będzie chciał powołać mnie do drużyny i dać mi szansę sprawdzenia się, to się karnie zgłoszę. Jeżeli Smuda uzna, że są lepsi, to życzę mu powodzenia.
[b]„Gwałt przez agresję” – tak selekcjoner opisuje pana umiejętności piłkarskie.[/b]
Jeśli ktoś uważa, że nie umiem grać w piłkę, to ciekawe, jakim cudem zdobyłem w tym roku Puchar UEFA albo jak to się dzieje, że u każdego trenera w klubie, a wcześniej w reprezentacji, miałem miejsce w składzie. Inną kwestią pozostaje, czy ja Smudzie pasuję, każdy ma przecież swoją koncepcję i jeżeli nie ma dla mnie miejsca u nowego selekcjonera, to mogę się z tym nie zgadzać, ale muszę ten wybór szanować. Jego prawo.
[b]Poznał pan kiedyś Smudę? Rozmawialiście?[/b]