Część kibiców Juve nie widziała bramki Anatolija Tymoszczuka na 4:1. Wyszli ze stadionu wcześniej, nie znieśli tego wstydu. Wcześniej wygwizdali drużynę, a właściwie piłkarzy, bo drużynę Juventus miał tylko do 19. minuty. Wtedy David Trezeguet strzelił gola na 1:0, gospodarze prowadzili w spotkaniu, w którym wystarczał im remis, i już do końca meczu nie wrócili do pracy. Obrońcy nie bronili, napastnicy nie atakowali, pomocników nie było, a Gianluigi Buffon przepuścił jeden ze strzałów pod rękami i wpadał w panikę za każdym razem, gdy Daniel van Buyten uderzał piłkę głową w stronę jego bramki.
Van Buytena, najlepszego piłkarza Bayernu, od kiedy ten zespół trenuje Louis van Gaal, nie ma wśród strzelców goli, ale bramki na 2:1 i 3:1 wypracował właśnie on. A wyrównującą strzelił z rzutu karnego bramkarz Hans-Joerg Butt. Można dyskutować, czy Martin Caceres rzeczywiście faulował w 30. minucie Ivicę Olicia w polu karnym. Ale awans się Bayernowi należał, bramek dla gości mogło być dwa razy więcej.
[srodtytul]Milan uratowany[/srodtytul]
Juventus to drugi po Liverpoolu arystokrata europejskiej piłki, który Ligę Mistrzów ma już z głowy. Wczoraj mógł też odpaść Milan, ale jego męczarni w Zurychu, zakończonych remisem 1:1, nie potrafili wykorzystać piłkarze Olympique Marsylia. Przegrali 1:3, Cristiano Ronaldo strzelił im pięknego gola z rzutu wolnego, po przerwie drugiego, nie tak ładnego, bo wykorzystał zderzenie bramkarza z obrońcą i uderzył z linii pola karnego. Portugalczyk ma już sześć goli w tej Lidze Mistrzów i prowadzi wśród najskuteczniejszych.
Między bramkami Cristiano był gol Raula Albiola, wyrównująca bramka Lucho Gonzaleza i zmarnowana przez niego szansa na drugie wyrównanie. Po faulu Ikera Casillasa na Mamadou Niangu Gonzalez trafił z karnego w poprzeczkę.