Słoweniec odetchnął z ulgą, bo wcześniej rozgrywki zakończyli Holendrzy i Francuzi, a prezydent tego ostatniego kraju Emmanuel Macron miał podobno naciskać na niemieckich polityków, by postąpili tak samo. Kanclerz Angela Merkel posłuchała jednak przywódców landów i dała piłkarzom zielone światło.
Szybciej sezon wznowiono tylko na Wyspach Owczych, ale tamtejszym futbolem emocjonować się trudno. Nawet w czasach posuchy. Co innego Bundesligą, w której gra Robert Lewandowski i kilku innych reprezentantów Polski.
Według magazynu "Kicker", mecze przy pustych trybunach to dla 36 klubów 1. i 2. Bundesligi 90 mln euro straty, ale dokończenie sezonu pozwoli im zyskać 300 mln z tytułu praw telewizyjnych. Niektórym ta finansowa kroplówka uratuje życie. Podjęto decyzję, że w razie konieczności spotkania odbędą się na neutralnych stadionach, a widzowie będą mogli wybrać transmisję z nagranym dopingiem z trybun.
- To będzie jedyne sportowe wydarzenie pokazywane obecnie na żywo na całym świecie. Spodziewam się, że przed telewizorami zasiądzie miliard kibiców - mówi Karl-Heinz Rummenigge, szef broniącego tytułu Bayernu.
- Gdy byłem młodym chłopakiem, "Made in Germany" było marką samą w sobie. W ostatnich latach trochę straciliśmy, ale teraz mamy okazję to reaktywować.