Na San Siro jedna osobliwość goniła drugą, tylko koniec był taki jak zwykle. Real nie umie wygrywać we Włoszech i tym razem też nie potrafił. Grał chwilami porywająco, prowadził, mógł strzelić kilka goli, a musiał ratować remis w doliczonym czasie.
Najlepszy bramkarz świata Iker Casillas popełnił przedziwne błędy przy obu golach dla rywali, najpierw podbijając piłkę za siebie, na głowę Filippo Inzaghiego, a potem podskakując, gdy Inzaghi strzelał do bramki. W Milanie lepiej od Cristiana Abbiatiego bronił pomocnik Andrea Pirlo, dwa razy wybijający piłkę z linii bramkowej.
Cristiano Ronaldo, bohater ostatnich meczów Realu, tym razem najbardziej był widoczny, gdy po starciu z Ignazio Abate padł na trawę i próbował przekonać sędziego, że ma złamany nos, choć go rywal trafił w szyję. A remis i awans do drugiej rundy zapewnili piłkarze, których Jose Mourinho najbardziej lubi krytykować: podawał leniwy Karim Benzema, strzelał inny rezerwowy, Pedro Leon, który portugalskiego trenera irytuje taktyczną anarchią.
Te wszystkie historie byłyby tylko przypisami do łatwego zwycięstwa gości, gdyby nie inny rezerwowy: Inzaghi. Wszedł na boisko w 60. minucie. Ma już 37 lat, Milan oszczędza go właśnie na takie okazje: gdy potrzeba czegoś nadzwyczajnego. Inzaghi nie tylko potrafi oszukać czas (jest najstarszym strzelcem gola w Lidze Mistrzów), ale też sprawić, że sędziowie nie widzą spalonych tam, gdzie spalone są. Przy drugim golu był wyraźnie przed obrońcami, gdy dostawał podanie. Jak przystało na piłkarza, o którym Alex Ferguson mawia, że się na spalonym urodził.
[wyimek]Inzaghi strzelił Realowi dwa gole, ma ich już w pucharach aż 70[/wyimek]