Czy zbliża się koniec Smudy?

Franciszek Smuda nie panuje nad reprezentacją, jego pozycja jest coraz słabsza

Publikacja: 29.04.2011 01:46

Franciszek Smuda nie jest już mężem opatrznościowym. Ulica coraz częściej z niego drwi. Pozostaje se

Franciszek Smuda nie jest już mężem opatrznościowym. Ulica coraz częściej z niego drwi. Pozostaje selekcjonerem, bo popiera go prezes PZPN Grzegorz Lato

Foto: Fotorzepa, Bartosz Sadowski BS Bartosz Sadowski

Trener wybrany został głosem ludu przy jeszcze większym poklasku dziennikarzy i kibiców niż ponad dziesięć lat temu Janusz Wójcik. Franciszek Smuda miał wyjąć z plecaka buławę i poprowadzić – to prawda, że przeciętnych  – piłkarzy do sukcesu w najważniejszej imprezie organizowanej w Polsce. Dostał od losu wszystko – spokój i ludzi, którzy chcieli mu pomagać.

Pracuje półtora roku, do Euro zostało 13 miesięcy. Przez drużynę przeszło więcej huraganów niż przez całą ostatnią dekadę, kadra pozbawiona została wszystkich piłkarzy z charakterem, afera goni aferę, a ponieważ trener nie potrafi pięknie mówić, broni się z trudem.

Smuda obiecywał, że będzie konsekwentny i nie złamie swoich zasad. Konsekwencji nie brakuje mu jednak tylko w ich łamaniu. Reprezentacja tuż przed imprezą, która miała napędzić piłkarską koniunkturę na kilkanaście lat, staje się obiektem drwin ulicy. Ta już ochrzciła ją od nazwy sponsora biedronkami Smudy – na podobieństwo orłów  Górskiego.

Biedronki też mają powoli dość tego, że rzuca się je Hiszpanom na pożarcie, nie podoba im się to, że dowiadują się o ważnych sprawach nie z rozmów w cztery oczy, ale z wywiadów z selekcjonerem. Trener biedronkom nie ufa, a one – przygaszone i stłamszone – nie pójdą za takim przywódcą w ogień. Smudzie przestają też ufać ci, którzy rządzą polską piłką z tylnego fotela, ale główny kierowca Grzegorz Lato wciąż jest po jego stronie.

I dlatego Smuda trwa. Kiedy pęknie także prezes PZPN, na rok przed Euro może dojść do puczu. I jak mówi trener – „nie będzie perfektnie".

Nie ma kto krzyknąć

Mając do dyspozycji najsilniejszy skład, Smuda poprowadził reprezentację w 15 spotkaniach, z których wygrał tylko cztery. 0:6 z Hiszpanią, 0:3 z Kamerunem były smutne, ostatnie 0:2 z Litwą – upokarzające. Brakuje liderów, brakuje też pomysłu na grę.

Ten, który jest, nie podoba się piłkarzom, ale nie wszyscy mają odwagę mówić o tym głośno. Robert Lewandowski, ulubieniec Smudy,  stwierdził jednak, że kadrze brakuje systemu. W rewanżu na łamach prasy przeczytał, by zajął się strzelaniem goli, bo ostatnio pudłuje. Ireneusz Jeleń dowiedział się z konferencji prasowej, że zajmuje miejsce w kadrze zdrowym piłkarzom.

Reprezentacja miała dwie afery alkoholowe i jedną rozporkową. Bohaterowie skandali alkoholowych nie zostali potraktowani równo: Sławomirowi Peszce winy zostały odpuszczone, bo trener z zawziętego tyrana, jakim miał być, zmienił się w wyrozumiałego ojca. Reszta, czyli Maciej Iwański, Artur Boruc i Michał Żewłakow, do kadry już nie wróciła, chyba że – jak Żewłakow – na  benefis. Boruc i Żewłakow pili wino na pokładzie samolotu, ale większym problemem była raczej ich osobowość.

Piłkarze mówią, że trener bał się trudnych charakterów i teraz nie ma kto krzyknąć w szatni, gdy psychika grzecznych chłopców zwyczajnie siada. Smuda przez ponad rok był zachwycony Żewłakowem, dał mu nawet opaskę kapitana. Skreślił go nagle i w nie do końca jasnych  okolicznościach.

Zamiast Boruca trener woli stawiać w bramce na Sebastiana Małkowskiego, dla którego mecz z Litwą był pocałunkiem śmierci. Stał się kozłem ofiarnym, zawiódł później w Lechii Gdańsk i już jest rezerwowym w klubie. Tymczasem Boruc świetnie spisuje się w Fiorentinie, a namieszane w życiu miał też podczas Euro 2008, tyle że wtedy nikomu to nie przeszkadzało, bo był najlepszym piłkarzem reprezentacji Polski.

Bez Arboledy

Smuda nie widzi w kadrze miejsca także dla Patryka Małeckiego – najlepszego piłkarza Wisły, lidera ekstraklasy – czy Mariusza Lewandowskiego, który jeszcze w 2009 roku wybrany był na najlepszego piłkarza Polski. Według Żewłakowa Lewandowski także ma swoje zdanie i dlatego nie ma go w kadrze.

Jeśli Kolumbijczyk Manuel Arboleda dostanie polski paszport i powołanie do reprezentacji, stanie się to wbrew woli większości kadrowiczów. Piłkarze powtarzają przy włączonych dyktafonach: „decyduje trener", ale w cztery oczy mówią, że Manuela Arboledy w reprezentacji nikt nie chce. Smuda obiecywał: nie będzie farbowanych lisów, czyli piłkarzy naturalizowanych. Dziś tłumaczy: nie spodziewałem się, że w polskich klubach gra aż tak wielu obcokrajowców.

Przeciwko Arboledzie przemawia nie tylko konfliktowy charakter, ale również wiek (ma 32 lata). Smuda tłumaczy, że czyści kadrę ze starszych piłkarzy po to, by nie zostawić za sobą zgliszczy przed eliminacjami do mundialu 2014. Arboleda po Euro w kadrze grać już raczej nie będzie, a zgliszcza zostaną z innego powodu – seria fatalnych meczów zepchnęła Polskę do ósmej dziesiątki światowego rankingu.

Jest tak źle, że w terminie

FIFA w czerwcu nie chcą z nami grać ani Czesi, ani Słowacy, odmówiło także Maroko. A w kwalifikacjach do mundialu w Brazylii trafimy zapewne na cztery drużyny poza naszym zasięgiem.

Jerzy Engel oparł drużynę na ludziach Wójcika, a Leo Beenhakker – Pawła Janasa. Smuda chce wszystko zrobić sam. W Polsce nie ma tylu dobrych piłkarzy, by selekcjoner mógł zupełnie odciąć się od swoich poprzedników.

Smuda opowiadał o niemieckim porządku i żelaznych zasadach. Piłkarz skorumpowany miał nigdy nie zagrać w kadrze, ale dla Łukasza Piszczka musi być miejsce, bo gra w Borussii i jest najlepszy w reprezentacji. Czy ktoś ma o to pretensje do Smudy? Nie, raczej o to, że znowu bez potrzeby rzucał słowa na wiatr.

Na nosa

Parodią niemieckiego porządku są zgrupowania, na których każdy trening jest opóźniony, połowa przełożona, a co piąty odwołany. O samych treningach chętniej mówią ci z kadry skreśleni, niepasujący do koncepcji. Ale koncepcja powstaje metodą „na nosa". Zajęcia podzielone są na trzy etapy: rozgrzewka, gra „w dziada", mecz. Polscy piłkarze grający w silnych zachodnich klubach dziwią się, że w kadrze taktyki na treningach jest tak mało.

Smudzie wierzy już mało kto, trener jest sam w swojej twierdzy. Dziennikarzy nie pyta, kiedy będzie autoryzacja wywiadu, tylko czy nadal są jego przyjaciółmi. Żewłakow mówi, że trener ma problem z wyrażaniem myśli i że piłkarze go nie rozumieją.

Ukraińcy właśnie zmienili trenera, nowym selekcjonerem został Oleg Błochin. Czas rozliczeń w Polsce być może przyjdzie dopiero po najważniejszym turnieju. Wtedy wszyscy napiszą: „A nie mówiłem?".

masz pytanie, wyślij e-mail do autora m.kolodziejczyk@rp.pl

Trener wybrany został głosem ludu przy jeszcze większym poklasku dziennikarzy i kibiców niż ponad dziesięć lat temu Janusz Wójcik. Franciszek Smuda miał wyjąć z plecaka buławę i poprowadzić – to prawda, że przeciętnych  – piłkarzy do sukcesu w najważniejszej imprezie organizowanej w Polsce. Dostał od losu wszystko – spokój i ludzi, którzy chcieli mu pomagać.

Pracuje półtora roku, do Euro zostało 13 miesięcy. Przez drużynę przeszło więcej huraganów niż przez całą ostatnią dekadę, kadra pozbawiona została wszystkich piłkarzy z charakterem, afera goni aferę, a ponieważ trener nie potrafi pięknie mówić, broni się z trudem.

Pozostało 90% artykułu
Piłka nożna
Loteria wizowa. Z kim zagra Polska o mundial w 2026 roku?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Piłka nożna
Guardiola szuka leku na kryzys Manchesteru City
Piłka nożna
Co czeka Jagiellonię i Legię w Lidze Konferencji? Tabela po 5. kolejce
Piłka nożna
Koniec wspaniałej passy Legii w Lidze Konferencji. Co z awansem do 1/8 finału?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Piłka nożna
Bezwzględna Barcelona. Niespodziewany bohater meczu w Dortmundzie