Cofnęli się o trzy lata, a potem wystrzelili do przodu. W meczu o wszystko z Kostaryką Sergio Batista zmienił połowę składu, ustawił drużynę tak jak wtedy, gdy w Pekinie w 2008 szła po olimpijskie złoto. I to podziałało jakby ktoś reprezentacji zdjął z pleców niemal wszystkie ciężary. Niemal, bo ten ostatni i największy zdjęła sama w ostatniej minucie przed przerwą.
Wtedy wreszcie się udało zmusić Kostarykę do poddania. Argentyńczycy atakowali jak szaleni od początku, szybko, raz jednej strony, raz z drugiej, rzadko sobie dawali odebrać piłkę, takich ich jeszcze w Copa America nie widzieliśmy. Ale rywal dobrze się bronił i kontratakował – znów najlepsi byli Heiner Mora i Joel Campbell - a skuteczności brakowało: Gonzalo Higuain dwa razy stracił rezon mając przed sobą kostarykańskiego bramkarza, Nicolas Burdisso trafił w poprzeczkę, gdy uderzył piłkę głową po rzucie rożnym. Udało się dopiero z niewielką pomocą przypadku. Fernando Gago uderzył piłkę zza pola karnego, odbiła się jeszcze rykoszetem, bramkarz źle ją odbił, a Sergio Aguero doskoczył w porę – inna sprawa, czy nie był na spalonym - i strzelił swojego drugiego gola w turnieju. Aguero, Di Maria, Gago i Higuain to czterej piłkarze, którzy zaczynali turniej jako rezerwowi, a teraz, gdy Argentynie zajrzało w oczy wczesne pożegnanie - dostali miejsce w składzie. Aguero wniósł energię i szybkość, zamęczając kostarykańską obronę. Di Maria – dryblingi i cwaniactwo, Gago był rozgrywającym, którego Argentyna szukała, a Higuaina chwalić najtrudniej, bo był nieskuteczny tak samo jak biegający wcześniej po tej stronie ataku Ezequiel Lavezzi.
Nie bierz pod włos
Gdy już opór Kostarki został złamany, zaczął się po przerwie inny mecz. Przede wszystkim – mecz Lionela Messiego. Jego przemiana była równie ważna jak wszystkie poprawki zrobione przez Batistę razem wzięte. Jedna z brazylijskich gazet napisała po tym meczu, że Argentyna oczyściła duszę. I jego to dotyczy najbardziej. Messi wrócił na prawą stronę boiska i znów się śmieje. Argentyna grała w pierwszej połowie znakomicie, choć nieskutecznie. I jeszcze wówczas trudno było docenić, ile ten odnowiony Messi znaczy, bo nerwy ciągle robiły swoje: bywało że Kostarykańczycy przerywali mu rajdy zanim się dobrze rozpędził, a podania miał świetne, ale marnowane przez kolegów. A po 1:0, gdy presja opadła, Kostaryka musiała zaatakować, zrobiło się więcej miejsca, zaczął swoje przedstawienie. Obie asysty przy następnych golach były jego, obie właściwie takie same: krążył z piłką przy polu karnym, aż uznał że moment jest odpowiedni i podawał do wbiegających w pole karne. Najpierw do Aguero, a potem do Angela Di Marii, też bohatera, bo to od faulu na nim zaczęło się przed przerwą oblężenie kostarykańskiej bramki zakończone golem.
- Teraz się zaczynają inne mistrzostwa. Dziękuję za troskliwość, potrzebowałem tego – mówił po meczu Messi. Chodziło o przyjęcie w Cordobie: o owacje już gdy wyszedł na rozgrzewkę, śpiewy na jego cześć, gdy zaczął się mecz, i coraz głośniejsze podczas niego. W poprzednim meczu Argentyny, w Santa Fe, Leo został wygwizdany, ale Argentyna już wie, że najlepszego piłkarza świata nie ma sensu brać pod włos, to nic nie daje. Przed Kostaryką w obronę wzięli go Batista, Maradona („Diego Forlan był najskuteczniejszym piłkarzem ostatniego mundialu, ale najlepszym był Lio i kto mówi inaczej, nie zna się na piłce”) i koledzy z drużyny. A od Batisty Messi dostał też wreszcie pomocnika na boisku, z którym wszystko jest łatwiejsze. Nie musiał szukać piłki, bo Gago mu ją dawał, gdziekolwiek pobiegł.
Grupę A wygrała Kolumbia, Argentyna awansowała z drugiego miejsca (Kostaryka ma szansę na awans z trzeciego, ale musi czekać na wyniki innych grup) i w sobotnim ćwierćfinale (od tego etapu mecze będzie pokazywała nie tylko TVP Sport, ale również TVP2) zmierzy się z drugą drużyną grupy C. Dziś to Peru, ale większe szanse na drugie miejsce ma Urugwaj. Bo Chile jest już chyba nieuchwytne. Wszystko jednak rozstrzygnie się dziś w nocy. O 0.15 mecz Chile z Peru, o 2.45 Urugwaj gra z Meksykiem.