Ronaldo wolał zostać w cieniu

Bayern Monachium w finale. W serii rzutów karnych nie trafiło aż trzech piłkarzy Realu

Publikacja: 26.04.2012 02:01

Madryt nie może śmiać się z Barcelony, bo ściąga na siebie przekleństwo. Kiedy we wtorek drużyna Pepa Guardioli odpadała z Ligi Mistrzów po remisie z Chelsea, a Leo Messi nie wykorzystał rzutu karnego, przed Realem otwierała się autostrada po dziesiąty w historii Puchar Mistrzów. Miało pójść łatwo, bo już bez kolejnego Gran Derbi po drodze.

Kibice mówili: „Możemy wreszcie na żywo oglądać, jak Cristiano Ronaldo odbiera Messiemu Złotą Piłkę". Rzeczywiście, wydawało się, że Portugalczyk od lat żyjący w cieniu genialnego Argentyńczyka wreszcie dostaje nagrodę za cierpliwość i ciężką pracę. W?pierwszym kwadransie meczu z Bayernem strzelił dwa gole, drugiego – po rzucie karnym, jakby chciał pokazać, że dla niego to, z czym nie poradził sobie Messi, nie stanowi żadnego obciążenia.

Real myślami był już w finale, wydawało się, że zmiótł Bayern siłą entuzjazmu. Juup Heynckess miał inny pomysł na grę z rywalem o wielkiej sile rażenia, niż Roberto di Matteo, prowadząc Chelsea przeciwko Barcelonie. Niemcy grali pięknie nie dlatego, że nie mieli już nic do stracenia. Taką mieli taktykę, wiedzieli, że trzymanie strzelb Realu zbyt blisko własnej bramki jest zbyt ryzykowne. Stawka meczu była olbrzymia, ale Bayern postanowił nie mordować pięknego futbolu, w stylu drużyn Mourinho, gdy nie radziły sobie z silniejszym przeciwnikiem. To musiało Real zaskoczyć.

Bramkę dającą remis w dwumeczu z rzutu karnego strzelił Arjen Robben. Było wcześnie, bo minęło dopiero 27 minut, Real miał mnóstwo czasu, by udowodnić swoją wyższość. Mecz znowu zaczął przypominać spotkanie Barcelony z Chelsea, gdzie z bezpiecznego 2:0dla gospodarzy z każdą minutą zaczęło się robić coraz mniej przyjemnie. Wieczór w Madrycie miał być dużo bardziej dramatyczny, bo do końca meczu nikt już nie potrafił strzelić gola i o awansie do finału decydowały rzuty karne.

Mourinho zachowywał się przed nimi bardzo dziwnie. Najpierw wyściskał Ikera Casillasa, z którym od kilku tygodni pozostaje w chłodnych relacjach, ale to da się jeszcze wytłumaczyć. Trener Realu pobiegł jednak także do Heynckessa i serdecznie go wyściskał. Tak jakby za wszelką cenę chciał pokazać swoją lepszą stronę.

Na dwa gole Bayernu Real odpowiedział dwoma pudłami. Manuel Neuer obronił strzały Cristiano Ronaldo i Kaki, dwóch zdobywców Złotych Piłek. Ronaldo uciekał z cienia Messiego tak szybko, że potknął się tuż przed metą. Gdyby wykorzystał rzut karny, zostałby bohaterem o żelaznych nerwach. Znowu jednak postanowił zejść między ludzi. Znowu, bo kiedy jego Manchester United cztery lata temu grał w finale z Chelsea, Ronaldo także pomylił się, strzelając z jedenastu metrów.

Mourinho schował twarz w dłoniach, tysiące widzów zaczęło skandować „Iker!", prosząc bramkarza – Casillasa, by chociaż on wierzył, że z takiego dołka da się jeszcze wyjść. Casillas obronił dwa kolejne uderzenia – Toniego Kroosa i Philippa Lahma. Real nie wrócił jednak do życia, bo Sergio Ramos zamiast doprowadzić do wyrównania, strzelił nad poprzeczką. Mourinho ostatnie strzały oglądał klęcząc samotnie przy linii bocznej. Gdy Bastian Schweinsteiger strzelił gola dającego awans do finału Bayernowi Monachium, trener Realu wstał i zniknął w tunelu do szatni.

Kiedy Borussia Dortmund zdobywała mistrzostwo Niemiec, menedżer Bayernu Uli Hoeness mówił że ten zespół nie ma w składzie żadnych klasowych zawodników. – Gwiazdy są u nas, reprezentujemy Bundesligę w Europie, kiedy Borussia nie wychodzi nawet z grupy w Lidze Mistrzów – powtarzał. Wczoraj jego Bayern przeżył jeden z piękniejszych wieczorów w historii.

REAL - BAYERN 2:1, po karnych 1:3 (C. Ronaldo 6 i 4 z karnego - A. Robben 27 z karnego). Pierwszy mecz: 1:2. Awans: Bayern. Finał 19 maja w Monachium.

Madryt nie może śmiać się z Barcelony, bo ściąga na siebie przekleństwo. Kiedy we wtorek drużyna Pepa Guardioli odpadała z Ligi Mistrzów po remisie z Chelsea, a Leo Messi nie wykorzystał rzutu karnego, przed Realem otwierała się autostrada po dziesiąty w historii Puchar Mistrzów. Miało pójść łatwo, bo już bez kolejnego Gran Derbi po drodze.

Kibice mówili: „Możemy wreszcie na żywo oglądać, jak Cristiano Ronaldo odbiera Messiemu Złotą Piłkę". Rzeczywiście, wydawało się, że Portugalczyk od lat żyjący w cieniu genialnego Argentyńczyka wreszcie dostaje nagrodę za cierpliwość i ciężką pracę. W?pierwszym kwadransie meczu z Bayernem strzelił dwa gole, drugiego – po rzucie karnym, jakby chciał pokazać, że dla niego to, z czym nie poradził sobie Messi, nie stanowi żadnego obciążenia.

Piłka nożna
Ostatni tydzień z Ligą Narodów. Kto awansuje, a kto spadnie?
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Nie zagra w reprezentacji Polski
Piłka nożna
Nieoczekiwana porażka Barcelony. Wielka stopa Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Lech znokautował Legię po przerwie. W końcu widowisko w hicie Ekstraklasy
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Piłka nożna
Bartosz Slisz zniszczył marzenia Leo Messiego. Niespodzianka w MLS, a w tle polski sędzia
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje