Madryt nie może śmiać się z Barcelony, bo ściąga na siebie przekleństwo. Kiedy we wtorek drużyna Pepa Guardioli odpadała z Ligi Mistrzów po remisie z Chelsea, a Leo Messi nie wykorzystał rzutu karnego, przed Realem otwierała się autostrada po dziesiąty w historii Puchar Mistrzów. Miało pójść łatwo, bo już bez kolejnego Gran Derbi po drodze.
Kibice mówili: „Możemy wreszcie na żywo oglądać, jak Cristiano Ronaldo odbiera Messiemu Złotą Piłkę". Rzeczywiście, wydawało się, że Portugalczyk od lat żyjący w cieniu genialnego Argentyńczyka wreszcie dostaje nagrodę za cierpliwość i ciężką pracę. W?pierwszym kwadransie meczu z Bayernem strzelił dwa gole, drugiego – po rzucie karnym, jakby chciał pokazać, że dla niego to, z czym nie poradził sobie Messi, nie stanowi żadnego obciążenia.
Real myślami był już w finale, wydawało się, że zmiótł Bayern siłą entuzjazmu. Juup Heynckess miał inny pomysł na grę z rywalem o wielkiej sile rażenia, niż Roberto di Matteo, prowadząc Chelsea przeciwko Barcelonie. Niemcy grali pięknie nie dlatego, że nie mieli już nic do stracenia. Taką mieli taktykę, wiedzieli, że trzymanie strzelb Realu zbyt blisko własnej bramki jest zbyt ryzykowne. Stawka meczu była olbrzymia, ale Bayern postanowił nie mordować pięknego futbolu, w stylu drużyn Mourinho, gdy nie radziły sobie z silniejszym przeciwnikiem. To musiało Real zaskoczyć.
Bramkę dającą remis w dwumeczu z rzutu karnego strzelił Arjen Robben. Było wcześnie, bo minęło dopiero 27 minut, Real miał mnóstwo czasu, by udowodnić swoją wyższość. Mecz znowu zaczął przypominać spotkanie Barcelony z Chelsea, gdzie z bezpiecznego 2:0dla gospodarzy z każdą minutą zaczęło się robić coraz mniej przyjemnie. Wieczór w Madrycie miał być dużo bardziej dramatyczny, bo do końca meczu nikt już nie potrafił strzelić gola i o awansie do finału decydowały rzuty karne.
Mourinho zachowywał się przed nimi bardzo dziwnie. Najpierw wyściskał Ikera Casillasa, z którym od kilku tygodni pozostaje w chłodnych relacjach, ale to da się jeszcze wytłumaczyć. Trener Realu pobiegł jednak także do Heynckessa i serdecznie go wyściskał. Tak jakby za wszelką cenę chciał pokazać swoją lepszą stronę.