Borussia napsuła krwi Bayernowi upokarzając go regularnie w ostatnich dwóch latach, Bayern miał za co się mścić, pokazując jednocześnie, jaką potęgą będzie w przyszłym sezonie, ale tak naprawdę zmobilizował piłkarzy Juergena Kloppa, by pokazali, że ten sezon się jeszcze nie skończył. Wczoraj, w półfinale Ligi Mistrzów z Realem Madryt, gospodarze rzucili się na przeciwników jak głodne wilki.
Goetzego wygwizdała tylko część trybun przy wyczytywaniu nazwisk. Niektórzy kibice mieli jego koszulki z przekreślonym nazwiskiem, mówili, że nie ma kogo wyzywać, bo ten człowiek dla nich już nie istnieje. Klopp jednak twierdził, że Borussia dużo zawdzięcza Mario, ale i Mario Borussii. 20-letni pomocnik w ósmej minucie meczu być może po raz ostatni spłacił swój dług względem Kloppa, za to że ten pomógł mu zostać wielkim piłkarzem. Goetze wyłożył piłkę Lewandowskiemu jak na tacy, a polski napastnik uprzedził Pepe i trafił po raz siódmy w tej Lidze Mistrzów. Nikt nie wiedział wtedy, że to dopiero wstęp do spektaklu Polaka. W górę pofrunęła ta część confetti, której kibice nie wyrzucili równo z wyjściem piłkarzy na boisko, a kiedy ludzie krzyczeli nazwisko strzelca, zadrżały mury.
Z odejściem Lewandowskiego fani Borussii wydali się być pogodzeni już przez kilka ostatnich miesięcy. Za dużo było spekulacji, wielkich klubów i słynnych trenerów, którzy łamali sobie język wymawiając nazwisko Polaka. Jak udało nam się dowiedzieć, transfer Lewandowskiego do Bayernu nie jest jednak wcale przesądzony. Na razie zawodnik porozumiał się z bawarskim klubem co do wysokości i długości kontraktu, teraz Pep Guardiola musi zastanowić się, ile jest w stanie wydać za piłkarza, który brał udział (gole lub asysty) w 46 akcjach zakończonych golem dla Borussii w ostatnich 42 meczach.
A Lewandowski każdym meczem podnosi swoją cenę, wczoraj podbił ją przynajmniej o kilka milionów euro. Jeśli na kimś nie robiły wrażenia gole strzelane w Bundeslidze, wczoraj dostał więcej. Zawodnik wychowany w Zniczu Pruszków, przyćmił wielkie gwiazdy europejskiej piłki. Wszystko robił z zimną krwią, jakby gra przeciwko Realowi była dla niego codziennością.
Borussia co prawda schodziła na przerwę remisując 1:1, bo pod koniec pierwszej połowy Gonzalo Higuain wykorzystał błąd Mattsa Hummelsa i podał do Ronaldo, który miał już przed sobą tylko bramkarza, ale w drugiej połowie Borussia zrobiła wszystko, by nie martwić się w rewanżu. Albo, żeby martwić się tylko trochę.
Stefan Szczepłek: Lewandowski do Niecieczy