Podopieczni Aleksandara Vukovicia sezonu nie zaczęli pięknie, ale skutecznie. To nowość, bo ostatnio kibice co roku słuchali tej samej melodii. Legia przegrała trzy poprzednie mecze otwierające ligowy sezon, falstarty przeżywała też w europejskich pucharach. Latem cierpiała, rozkręcała się dopiero jesienią, ale kiedy wjeżdżała wreszcie na właściwe tory, droga do sukcesu w pucharach była już zamknięta.
Teraz Legia wygląda na zespół świadomy własnej wartości. Tak długo dłubała w defensywie Linfield FC, aż mur skruszył Jose Kante. Podobnie było z Rakowem Częstochowa, który grał dobrze, ale i tak dostał od drużyny Vukovicia dwa ciosy, bo ligowym specjalistą od spotkania się z piłką na piątym metrze od bramki jest Czech Tomas Pekhart.
Legia na inaugurację ligi ostatni raz wygrała w czasach, kiedy prowadził ją Henning Berg, czyli obecny szkoleniowiec Omonii. Później przez pięć lat piłkarze przy Łazienkowskiej przeżyli i twardą szkołę Czerczesowa, i „trenera na lata" w postaci Jacka Magiery, i okres chaosu znaczony nazwiskami Besnika Hasiego, Ricarda Sa Pinto, Deana Klafuricia oraz Romeo Jozaka. Dziś w szatni wreszcie jest porządek, a kadra to autorski projekt Vukovicia.
Serb, który 25 sierpnia obchodził 41. urodziny, uważa, że mecz z zespołem z Cypru będzie inny niż starcie z Linfield FC. – Nie zepchniemy ich do obrony, to będzie bardziej wyrównane spotkanie. Musimy zwrócić większą uwagę na defensywę. Nie spodziewam się jednak po rywalach hurraoptymizmu, raczej poczekają na kontratak.
Szkoleniowiec mistrzów Polski zapowiadał, że na początku sezonu nie zamierza zmieniać składu dla zasady, i można się spodziewać, że przeciwko Omonii na boisko wybiegnie zespół podobny do tego z soboty. Nie wiadomo, czy zagra Igor Lewczuk, któremu po ostatnim spotkaniu założono dziesięć szwów. Z gry wyłączeni są Paweł Wszołek, Josip Juranović, Mateusz Cholewiak i Rafael Lopes. Możliwe, że w podstawowym składzie pojawi się Bartosz Kapustka.