Bez króla strzelców ubiegłego sezonu Edinsona Cavaniego, ale z kilkoma nowymi kandydatami na gwiazdy rusza ostatnia z lig wielkiej piątki. Przez lata uznawana za nudną, skorumpowaną i przeżartą rasizmem. Chamskich zachowań ze stadionów wyeliminować się nie udało, korupcja też nadal odbija się czkawką, ale murowanie bramki się skończyło. Pięć, sześć goli w meczu nie jest rzadkością.
W otwierającym sezon spotkaniu o superpuchar padły cztery, wszystkie dla Juventusu, broniącego mistrzowskiego tytułu drugi raz z rzędu. Do bramki Lazio trafił m.in. Carlos Tevez, utalentowany, ale krnąbrny Argentyńczyk podpisał z klubem trzyletni kontrakt. Kosztował 12 mln euro.
– Już na pierwszym treningu zdałem sobie sprawę, że będę musiał biegać więcej niż w Anglii – dzielił się wrażeniami Tevez, który po Alessandro Del Piero dostał koszulkę z nr 10 na plecach. Czy nie przygniecie go jej ciężar? On sam twierdzi, że nie i przypomina, że w Boca Juniors grał z tym samym numerem co Diego Maradona i sobie poradził.
Do pomocy w ataku będzie miał Fernando Llorente. O tym, że Hiszpan dołączy do drużyny Antonio Contego, było wiadomo już od pół roku. Athletic wolał oddać go za darmo, niż pozwolić odejść. Llorente, niegdyś ikona baskijskiego klubu, stracił ostatni sezon w Bilbao, wygwizdywany przez kibiców jako zdrajca. W Turynie ma się odbudować.
Juventus zainwestował również w i tak już pełną reprezentantów Włoch obronę: wzmocnił ją pochodzący z Nigerii Angelo Ogbonna, kolega Kamila Glika z Torino. Odeszli natomiast Nicklas Bendtner, Nicolas Anelka, Vincenzo Iaquinta i Emanuele Giaccherini.
Ale to i tak niewielkie zmiany w porównaniu z rewolucją, do jakiej doszło w Neapolu. Wicemistrzów Włoch poprowadzi niechciany w Chelsea Rafa Benitez. 64 mln euro zarobione na sprzedaży Cavaniego do PSG wydano m.in. na zakup tria z Realu Madryt: najdroższego w tym oknie transferowym Serie A Argentyńczyka Gonzalo Higuaina (37 mln euro), Hiszpanów Jose Callejona i Raula Albiola oraz wypożyczenie z Liverpoolu Pepe Reiny, który opuszczać Anfield nie zamierzał, ale klub nie chciał patrzeć, jak się męczy na ławce rezerwowych.