Jeszcze rok temu mówił, że jest fanem Leo Messiego i śni o grze u boku Argentyńczyka. Kiedy latem trafił na Camp Nou, powtarzał, że rozpiera go duma, że będzie kolegą takiego geniusza. W sobotę Neymar przyćmił i Messiego, i Cristiano Ronaldo. Udowodnił, że 57 mln euro, jakie wydała na niego Barcelona, było dobrą inwestycją.
O takim debiucie w Gran Derbi marzy każdy, udaje się nielicznym. Neymar dał gospodarzom prowadzenie już w 19. minucie, stając się najmłodszym zdobywcą gola w El Clasico. Strzał 21-letniego Brazylijczyka nie był mocny, piłka odbiła się jeszcze od nogi Raphaela Varane'a i wpadła do bramki. W drugiej połowie mógł podwyższyć wynik, ale tym razem przegrał pojedynek z Diego Lopezem. Nie zmieniło to jednak pochlebnych ocen.
„L'Equipe" nazywa go nowym księciem Camp Nou. Neymar był jednym z najaktywniejszych zawodników na boisku, biegał, walczył, pracował dla kolegów. Gdy w 83. minucie opuszczał boisko, żegnała go owacja na stojąco. Barcelona prowadziła już wtedy 2:0, bo Alexis Sanchez oszukał zwodem Varane'a i lobem pokonał Lopeza.
Real mimo wielu prób (Ronaldo, Angel Di Maria i Karim Benzema, który uderzył w poprzeczkę) trafił dopiero w doliczonym czasie (Jese), na wyrównanie było za późno.
Spektakl niestety zepsuli sędziowie. Alberto Undiano Mallenco nie podyktował jedenastki za faul Javiera Mascherano na Ronaldo. – Wszyscy widzieli karnego z wyjątkiem arbitra – denerwował się Carlo Ancelotti. – Zostaliśmy skrzywdzeni – powtarzali za trenerem piłkarze Królewskich, którzy żądali także jedenastki za zagranie ręką Adriano.