Spotkanie Legii z Górnikiem awizowane było jako największy hit czwartej kolejki PKO Ekstraklasy. Zespół z Zabrza zaczął nowy sezon w znakomitym stylu i zasłużenie lideruje w tabeli. Z kolei mistrzowie Polski wciąż mają swoje problemy, ale ambicje klubu ze stolicy, a przede wszystkim skład osobowy sprawiają, że podopieczni Aleksandara Vukovicia muszą mierzyć w obronę tytułu.
Zaczęło się dość nieoczekiwanie, bo już w 4. minucie Górnik wyszedł na prowadzenie. Po zbyt krótkim wybiciu Artura Boruca Jesus Jimenez w polu karnym świetnie dograł piętą do Bartosza Nowaka, a ten wystawił piłkę do Alexa Sobczyka i Austriak zdobył pierwszego gola w tym spotkaniu. Po chwili zresztą mogło być już 2:0, ale bramkarz Legii nogami wybronił uderzenie z pola karnego Jimeneza.
Stare polskie porzekadło mówi jednak, że co się odwlecze, to nie uciecze i tak też było w Warszawie. W 17. minucie w polu karnym ruszył do linii końcowej Sobczyk, wyłożył futbolówkę na siódmy metr do Nowaka, a ten z bliska dopełnił formalności, zdobywając drugą bramkę dla gości.
Legia pierwszą groźną okazję stworzyła sobie dopiero w 21. minucie. Po wrzutce z prawej flanki piłkę w polu karnym przyjął Filip Mladenović, ale jego uderzenie nogą efektownie wybronił Martin Chudy. Chwilę później świetnie rywalom piłkę na ich połowie odebrał Jose Kante, ale i on przegrał pojedynek z bramkarzem Górnika.
Ostatnie minuty pierwszej połowy to nieco lepsza gra Legii, która starała się zdominować rywali. Górnik grał jednak spokojnie i rozważnie, skupiając się na defensywie i czekając na kontry, stanowiące ich główną broń. W 43. minucie znów po skrzydle ruszył Mladenović, który wyłożył piłkę do Tomasa Pekharta, ten nie zdołał oddać strzału ale podał do Luquinhasa, który zdołał uderzyć w stronę bramki, ale Erik Janza przyjął to uderzenie na ciało. Legioniści domagali się odgwizdania rzutu karnego za zagranie ręką, ale sędzia niczego takiego się nie dopatrzył i gospodarze zeszli do szatni przegrywając 0:2 - relacjonuje Onet.