O emocjach można mówić tylko w kontekście meczu w Gdańsku, gdzie Lechia przegrała z Pogonią 2:3, a zwycięska bramka została zdobyta w doliczonym czasie. W Pogoni zadebiutował Patryk Małecki, utalentowany gracz o trudnym charakterze. Franciszek Smuda w Wiśle stracił do niego cierpliwość. Swoją będzie teraz testował Dariusz Wdowczyk.
Wszystkie trzy gole dla Pogoni padły z podań Japończyka – Takafumiego Akahoshi. Japończyk w barwach Lechii, Daisuke Matsui, wrócił do ojczyzny. Zastępował go wypożyczony z Tereka Grozny Maciej Makuszewski, ale to nie ta klasa. Lechia z nowymi właścicielami ze Szwajcarii i Niemiec, których trudno zidentyfikować, grała tak samo, jak ta, której właścicielem był do niedawna Andrzej Kuchar – poniżej oczekiwań.
To samo można powiedzieć o Legii. Na Łazienkowskiej zmienili się właściciele i trenerzy, ale gra i obyczaje pozostały takie same. Legia męczyła się z Koroną, a zwycięską bramkę zdobyła z rzutu karnego. Kibice, nie bacząc na przestrogi wojewody, znowu zachowali się nieodpowiedzialnie – odpalili race i rozwinęli transparenty o treści niemającej nic wspólnego z meczem.
Komisja Ligi zareagowała następnego dnia i zamknęła na jeden mecz trybunę. Nie jest to kara dotkliwa, ale być może chodziło o to, aby wyprzedzić decyzje wojewody.
W poniedziałek wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski powiedział: – Wydaje mi się, że decyzja Komisji Ligi o zamknięciu „Żylety" na jeden mecz jest krokiem w dobrym kierunku. Lepiej późno niż wcale. Nie wiem jeszcze, czy policja zwróci się do mnie z wnioskiem o wyłączenie stadionu dla kibiców w części lub całości. Jeśli tak, to wezmę pod uwagę decyzję Komisji Ligi. Być może będzie ona wystarczająca.