Polska liga to rozgrywki pełne złudzeń. Wydaje nam się, że idziemy do góry, bo w górę idą trybuny budowanych w naszym kraju stadionów. Słuchamy prezesów, którzy przekonują, że Polska jest idealna do rozpoczęcia wielkiej kariery, że może być trampoliną dla tych, którzy chcą błysnąć na Zachodzie. To nieprawda. Semir Stilić wrócił do ekstraklasy po dwóch latach nieobecności i znowu jest gwiazdą.
Stilić przyznaje, że odszedł z Polski dla pieniędzy. W Lechu prawdziwą gwiazdą był przez jeden sezon, kiedy zespół prowadził Franciszek Smuda. Później u Jacka Zielińskiego, a zwłaszcza Jose Mari Bakero, odgrywał coraz mniejszą rolę. Biegał za wolno, nie lubił, kiedy obciążano go odpowiedzialnością za grę w defensywie.
Klub widział w nim jednak przyszłość, bo dwa razy odrzucił ofertę Celticu Glasgow. Piłkarz ostatecznie odszedł w 2012 r. do Karpat Lwów za darmo, był zdeterminowany, żeby wyjechać do innego kraju. Oligarcha Petro Dyminski narysował mu na kartce obraz wielkiego klubu, budowanego na wzór Szachtara Donieck. Wielkie pieniądze miały przynieść natychmiastowe sukcesy, drużyna w poprzednim sezonie dobrze radziła sobie w Lidze Europejskiej, po przyjściu Stilicia miała zacząć zajmować kolejne przyczółki. Kiedy piękne plany nie znalazły odzwierciedlenia na boisku, zaczęło się polowanie na czarownice. Dyminski z trybun oglądał nawet treningi swojego zespołu i karał piłkarzy za to, że nie dawali z siebie wszystkiego.
W końcu większości z nich przedstawił propozycję nie odrzucenia – mieli się zrzec części wynagrodzenia. Stilić się nie zgodził, za co trafił do lwowskiego „Klubu Kokosa". Razem z innymi buntownikami biegał dookoła boiska i wystawiał kolejne rachunki. Klub nie płacił. Zbawieniem nie okazało się także odejście do tureckiego Gaziantepsporu, w którym Bośniak wystąpił zaledwie w sześciu meczach. Dwa miesiące temu pomocną dłoń wyciągnął do niego Smuda.
– Są dwie grupy piłkarzy – jedna kocha Smudę, druga nienawidzi. Ta pierwsza jest mniej liczna, ale akurat Semir do niej należy. Nie interesuje mnie, że w ostatnich miesiącach grał gorzej w innych klubach. Odbuduję go. Potrzebuję go w takiej formie, jaką miał w Lechu, wtedy strzelał, asystował i potrafił zachwycić. Nie musieliśmy za niego płacić, dlatego się zdecydowałem – mówił Smuda, dziś trener Wisły, w rozmowie z „Przeglądem Sportowym".