Pierwsza kolejka rundy rewanżowej nie zmieniła niczego w grupie walczącej o tytuł, natomiast sporo w broniącej się przed spadkiem. Legia zainkasowała kolejne trzy punkty i trudno sobie wyobrazić, aby ktoś mógł jej przeszkodzić w zdobyciu drugiego tytułu mistrzowskiego z rzędu.
Mecz z Zawiszą stał jednak na słabym poziomie, a padający deszcz nie powinien stanowić usprawiedliwienia dla piłkarzy. Kiedy ogląda się ligę polską, a potem siada przed telewizorem, żeby zobaczyć angielską, trudno oprzeć się wrażeniu, że to są dwa różne sporty.
Ta uwaga jest tym bardziej przykra, że w Warszawie oglądaliśmy pojedynek mistrza aktualnego i prawdopodobnie przyszłego z finalistą, a może i zdobywcą Pucharu Polski. Czyli, biorąc pod uwagę osiągnięcia obydwu klubów – absolutna czołówka polska. A poziom jak w Championship, czyli drugiej lidze angielskiej.
Kibice zakochani w Legii są zdania, że od kiedy jej trenerem został Henning Berg, zaczęła grać ładniej dla oka i skuteczniej, bo myśli bardziej o zdobywaniu bramek niż obronie. Prawdę mówiąc, za bardzo tych różnic nie widać. Legia ma najlepszych piłkarzy w kraju, najsilniejszą ławkę rezerwowych, ale nie stanowią oni zgranej paczki, która gra ze sobą na pamięć.
W dalszym ciągu zawodnikiem, który przerasta innych o głowę, jest Miroslav Radović. Bez względu na to, gdzie trenerzy go postawią – na bocznej pomocy, w środku czy w ataku.