To spotkanie miało udowodnić dojrzałość mistrzów Polski. W poprzednim sezonie Legia dwukrotnie przegrała 0:2 z Trabzonsporem w Lidze Europejskiej. Piłkarze obiecywali, że tym razem będzie inaczej. Pojawiło się parę komunałów o wyciąganiu wniosków oraz o tym, że to nie jest ta sama Legia, co rok temu. W Trabzonsporze też zresztą wiele się zmieniło. Jak się okazało, tym razem nie były to puste słowa. Chociaż nie obyło się bez kłopotów.
Na początku spotkania legioniści nie ruszyli z ułańską fantazją na bramkę Onura Kivraka. Rozważnie konstruowali akcje, nie tracili sił na zbędną wymianę ciosów. Spokój dosyć szybko przyniósł efekty. W 16. minucie Michał Kucharczyk wybiegł do podania Ivicy Vrdoljaka, wyprzedził obrońców Trabzonsporu, nie bez problemów opanował piłkę, ale w najważniejszym momencie zachował zimną krew. Pewnym strzałem pokonał bramkarza rywali.
Po straconej bramce trener Trabzonsporu Vahid Halilhodzić miał pretensje do całego świata, ale nie do swoich zawodników. Ekspresyjnie wyrażał swoje niezadowolenie z decyzji sędziego asystenta, który przy akcji Michała Kucharczyka nie pokazał spalonego. Nie rozumiał także, dlaczego gwizdek Viktora Kassaia milczał, gdy Tomasz Jodłowiec odebrał piłkę jednemu z przeciwników, co było początkiem nieszczęść. Szkoleniowiec przez kilka minut głośno wyrażał swoje niezadowolenie z pracy sędziów. W końcu węgierskiemu arbitrowi skończyła się cierpliwość i odesłał Halilhodzica na trybuny. Trabzonspor kończył pierwszą połowę ze stratą jednej bramki i bez trenera.
Jednak nie wyglądało na to, by taki stan rzeczy szczególnie zaszkodził tureckiemu zespołowi. Po przerwie to Legia miała problemy ze stworzeniem groźnej akcji. Drużyna z Trabzonu grała coraz śmielej. Przełomowym momentem była 65. minuta, gdy boisko z powodu kontuzji musiał opuścić bramkarza Trabzonsporu Onur Kivrak. Jego miejsce zajął Fatih Ozturk, dla którego był to pierwszy mecz w sezonie.
Od tej chwili zawodnicy tureckiego klubu grali tak, jakby nie chcieli narażać kolegi na zbędny stres. Mistrzowie Polski nie byli w stanie wyjść z własnej połowy. Ze spokoju, który na początku meczu dał prowadzenie, niewiele zostało. Trabzonspor atakował, a piłkarze dowodzeni przez Henninga Berga popełniali coraz więcej błędów. Jeden z nich sprawił, że legioniści kończyli mecz w dziesiątkę. W 88. minucie drugą żółtą kartkę dostał Michał Żyro. Wtedy stało się jasne, że na drugą bramkę Legii nie ma już co liczyć.