Najpierw Seaman, teraz Neuer - Stefan Szczepłek pisze o Sebastianie Mili

Sebastian Mila w wieku ?32 lat przeżył wreszcie chwilę, o jakiej marzy każdy piłkarz.

Publikacja: 12.10.2014 22:08

Najpierw Seaman, teraz Neuer - Stefan Szczepłek pisze o Sebastianie Mili

Foto: AFP

Kiedy po meczu z Niemcami przechodził przez strefę wywiadów i stawał przed kolejnymi grupkami dziennikarzy pytających, jak strzelił bramkę Manuelowi Neuerowi, wyglądał na człowieka, który wprawdzie ciałem jest na stadionie, ale duchem w siódmym niebie. Chudy blondynek bez tatuaży, odbiegający od stereotypu piłkarza.

Jego kariera miała początkowo modelowy przebieg. Z reprezentacją juniorów do lat 16 zdobył wicemistrzostwo Europy, a w kategorii do lat 18 został mistrzem kontynentu. To było w roku 2001. Grał wtedy w Lechii Gdańsk, gdzie przeniósł się z rodzinnego Koszalina.

Najpierw futbolu uczył go tam ojciec, Stefan Mila, pomocnik m.in. warszawskiej Gwardii, a później trener Gwardii Koszalin. Po zdobyciu tytułu mistrza Europy Sebastiana Milę znali już wszyscy łowcy talentów w Polsce. Opinia o nim sprowadzała się do dwóch zdań: następca Deyny, nowy Boniek, najlepsza lewa noga na polskich boiskach. Marzył o grze w Legii, a trafił do Orlenu Płock. Ciąg dalszy wydawał się jeszcze gorszy. Zamiast do stolicy, przeniósł się do Grodziska Wielkopolskiego.

Roger z Grodziska

Prowincja okazała się szczęśliwym zrządzeniem losu. W tym czasie klub Groclin Dyskobolia stawał się sławny. Firma Zbigniewa Drzymały produkowała fotele do najlepszych marek samochodów, a klub stał się hobby właściciela. Drzymała sprowadzał najlepszych zawodników i trenerów, aż w roku 2003 Groclin Dyskobolia zdobyła wicemistrzostwo Polski.

Mila nie mógł lepiej trafić. Uczył się przy Grzegorzu Rasiaku, Andrzeju Niedzielanie, Tomaszu Wieszczyckim. W klubie panowała rodzinna atmosfera, co dla młodego chłopaka oderwanego od domu okazało się zbawienne. W szatni miał swoją szafkę z napisem Roger, nawiązującym do słynnego kameruńskiego gracza, który nazywał się Roger Milla.

Co zarobił w Grodzisku, wysyłał do rodziców w Koszalinie. Z czasem, kiedy już trochę się tego uzbierało, powstała w tym mieście restauracja firmowana przez Milę. Dziś, kiedy ma jeden z najwyższych kontraktów w ekstraklasie (nieco ponad 100 tysięcy złotych miesięcznie), biznes gastronomiczno hotelowy jeszcze się rozwinął. A Sebastian mieszka z żoną (zresztą warszawianką) i córeczką we Wrocławiu.

Gol w Manchesterze

Punktem zwrotnym w jego karierze była bramka, jaką zdobył na stadionie Manchesteru City, w meczu pucharowym. Pokonał wtedy Davida Seamana z rzutu wolnego, z odległości ponad 20 metrów, strzałem w samo okienko. Tę bramkę pokazywały wszystkie telewizje w Europie. Chciały Milę kupić Bolton i FC Nantes, proponując półtora miliona euro. Groclin się nie zgodził. Trafił ostatecznie do Austrii Wiedeń, gdzie zdobył puchar kraju, strzelając bramkę w finale rozgrywek na Praterze, ale miejsca sobie nie wywalczył. W norweskiej Valerendze też nie i po kilkunastu miesiącach rozczarowań wrócił do Polski. Próbował się odnaleźć w ŁKS Łódź, ale dobre czasy zaczęły się dopiero, kiedy w roku 2008 trafił do Śląska Wrocław. Od tamtej pory jest symbolem wszystkiego co w tym klubie najlepsze, z tytułem mistrza Polski włącznie. Nikt w lidze nie podaje i nie strzela z rzutów wolnych tak dobrze jak on.

Dieta cud

Pierwszy raz do kadry powołał go w roku 2002 Zbigniew Boniek. Ale debiutował za kadencji Pawła Janasa, który zabrał go też na mistrzostwa świata w Niemczech (2006). Spędził je jednak na ławce rezerwowych. Próbował go Leo Beenhakker, a Franciszek Smuda wpuścił na ostatnie dwie minuty meczu z Portugalią, otwierającego Stadion Narodowy. Do kadry na Euro wziął jednak innych.

– Cały czas wierzyłem, że jeszcze kiedyś zagram w reprezentacji – mówi Mila „Rz". – Kiedy Adam Nawałka został selekcjonerem, dzwonił do mnie kilkakrotnie. Można powiedzieć, że rozmawialiśmy o piłce, ale dawał mi też nadzieję. Dzięki temu wziąłem się za siebie, zmieniłem dietę, trening, schudłem osiem kilogramów w ciągu kilku miesięcy i od razu inaczej się czuję. Szkoda, że nie wszedłem na boisko w meczu z Gibraltarem. Tam można się było pokazać. Trener zrobił mi nadzieję na występ przeciw Niemcom. Wyobrażałem sobie, że wchodzę na boisko w drugiej połowie i przesądzam losy meczu. Mimo swoich lat zachowywałem się trochę jak junior. I wszystko mi się spełniło.

Kiedy po meczu z Niemcami przechodził przez strefę wywiadów i stawał przed kolejnymi grupkami dziennikarzy pytających, jak strzelił bramkę Manuelowi Neuerowi, wyglądał na człowieka, który wprawdzie ciałem jest na stadionie, ale duchem w siódmym niebie. Chudy blondynek bez tatuaży, odbiegający od stereotypu piłkarza.

Jego kariera miała początkowo modelowy przebieg. Z reprezentacją juniorów do lat 16 zdobył wicemistrzostwo Europy, a w kategorii do lat 18 został mistrzem kontynentu. To było w roku 2001. Grał wtedy w Lechii Gdańsk, gdzie przeniósł się z rodzinnego Koszalina.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Piłka nożna
Floriani Mussolini. Piłkarz z prowokującym nazwiskiem
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Piłka nożna
Rok 2025 w piłce. Wydarzenia, którymi będziemy żyli w najbliższych miesiącach
Piłka nożna
Gdzie zagra Cristiano Ronaldo? Wkrótce kończy mu się kontrakt
Piłka nożna
Marcin Animucki: Pieniędzy będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Piłka nożna
Sukces kobiecej reprezentacji, porażka męskiej. Rok 2024 w polskim futbolu
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay