Bezradność i bezsilność – to słowa przewijające się w relacjach z meczu w Rejkiawiku. Pod wodzą Guusa Hiddinka Holandia przegrała trzy z czterech spotkań, na starcie eliminacji traci sześć punktów do prowadzących w grupie A Islandczyków i Czechów, niektórzy zaczynają tęsknić za Louisem van Gaalem.
Porażką z Włochami nikt się nie przejmował, bo było to tylko spotkanie towarzyskie, przegraną z Czechami po bramce w doliczonym czasie można było uznać jeszcze za wypadek przy pracy, ale wymęczone zwycięstwo nad Kazachstanem dało pierwszy sygnał do niepokoju.
– Islandię jesteśmy w stanie pokonać, bo zagra u siebie odważnie i zostawi nam więcej miejsca niż rywale – zapowiadał Hiddink. Ale kiedy traci się dwa gole jeszcze przed przerwą, a w drugiej połowie nie oddaje ani jednego celnego strzału, trudno myśleć o zwycięstwie.
– Nominacja Hiddinka budziła wiele wątpliwości, teraz jest ich jeszcze więcej – mówi Ronald de Boer, legenda reprezentacji Holandii. – Szanuję jego dokonania, ale on ma już 67 lat i staromodne metody pracy. Sprawia wrażenie, jakby nie miał żadnego planu. Sami piłkarze nie znają chyba jego oczekiwań. Wiem, że do końca kwalifikacji zostało sporo meczów, ale presja jest tak duża, że zespołowi będzie ciężko się podnieść. Szkoda, że kadra nie została powierzona Ronaldowi Koemanowi, który świetnie radził sobie w Feyenoordzie, a teraz w Southampton.
Islandia potwierdza, że awans do baraży mundialu to nie był przypadek. W eliminacjach Euro 2016 nie straciła jeszcze punktu ani bramki i jest liderem grupy A, a gwiazda Gylfiego Sigurdssona świeci coraz jaśniej. 25-letni pomocnik Swansea, kolega Łukasza Fabiańskiego, nie bez powodu nazywany jest islandzkim Beckhamem. W kwalifikacjach zdobył cztery gole, w tym obydwa w spotkaniu z Holandią.