Ryzykowny hinduski przeszczep

Futbolowa globalizacja dociera do Indii. Kto wie, czy nie będzie to jednak najtrudniejsza lekcja piłki nożnej, jaką kiedykolwiek udzielano na dalekim kontynencie.

Aktualizacja: 12.01.2015 08:00 Publikacja: 12.01.2015 05:00

Ryzykowny hinduski przeszczep

Foto: AFP

Grube ryby z hinduskiego holdingu Reliance i amerykańskiej grupy menedżerskiej IMG , które wyłożyły pieniądze na zorganizowanie piłkarskiej ligi w Indiach, ogłosiły wszem i wobec wielki sukces. Indyjską Super Ligę obejrzało w pierwszym sezonie w telewizji blisko 410 mln widzów, a kolejne 1,5 mln na stadionach. Na mecz w Kalkucie przyszło rekordowe 65 tys. widzów. Liczby te robią wrażenie, nawet jeśli w Indiach mieszka ponad 1,2 mld ludzi ściśniętych niczym sardynki – po 360 osób na kilometrze kwadratowym (w Polsce niewiele ponad 120).

W finale piłkarze Atletico de Kolkata pokonali 1:0 Kerala Blasters FC. Łączną wartość rynkową piłkarzy w 8-zespołowej, dopiero co raczkującej lidze, portal transfermarkt.eu wycenił na skromne 32 mln euro. Aby przyciągnąć kibiców na trybuny i przed telewizory, potrzeba było znanych nazwisk, dlatego co trzeci zawodnik jest obcokrajowcem. Każdy klub miał prawo zatrudnić jedną wielką gwiazdę – „markowego gracza". W premierowym sezonie po ligowych boiskach biegali tacy piłkarze jak 37-letni David Trezeguet (FC Pune City), 40-letni Alessandro Del Piero (Delhi Dynamos FC), 41-letni Robert Pires (FC Goa), 35-letni Nicolas Anelka (Mumbai City) czy 44-letni David James (Kerala Blasters FC). Nazwiska znane, chociaż ich boiskowe harce mają już formę czystej rekreacji – jednak bardzo dobrze płatnej.

To grono uzupełniają piłkarze już nie tak wiekowi, ale od dawna będący na peryferiach poważnego futbolu. Wystarczy wspomnieć chociażby byłego zawodnika Stoke City Jermaine'a Pennanta (31 lat) czy dawnego piłkarza m.in. Manchesteru United Erika Djemba-Djemba (33 lata). Jest też polski akcent, bo za futbolówką w FC Goa ugania się były piłkarz Widzewa Łódź Bruno Pinheiro. To oni, a z czasem jeszcze lepsi zawodnicy, mają zachęcić kibiców do futbolu i sprawić, że stadiony w Indiach zyskają piłkarską twarz,

Hindusi zasłynęli chyba z najbardziej dziwacznego wykorzystania stadionów – 15 lat temu na stadionie w Kalkucie nowe tysiąclecie świętowano organizując kilkudniową uroczystość. Gwoździem programu był program taneczny, do którego zaangażowano aż 25 tysięcy prostytutek.

Dla kibiców sportu Indie to przede wszystkim kraj krykieta i hokeja na trawie. W swojej historii występów na letnich igrzyskach olimpijskich Hindusi zdobyli 9 złotych medali. Aż 8 w hokeju. Mimo wszystko piłka nożna to wciąż dyscyplina marginalna.

Czy Hindusi zaakceptują wielki futbol, który już dawno przestał respektować jakiekolwiek granice – nie tylko geograficzne, ale i moralne?

Wejście do Indii futbolowej globalizacji nie będzie łatwe. Zdaniem Michała Szustaka, specjalisty ds. marketingu sportowego, nowa liga może odnieść sukces, ale co najwyżej lokalny i finansowy (nie sportowy). W dużej mierze jednak ze względu na ogromną liczbę odbiorców w subkontynentalnych Indiach. — Z marketingowego punktu widzenia nie widzę szans, aby po powołaniu ligi zupełnie od zera, można było oczekiwać, że w przyszłości to właśnie w ten zakątek globu przesunie się sportowe centrum świata — mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą". — Chociaż w pewnym sensie mogę zrozumieć, dlaczego taki projekt powstaje akurat w Indiach, a nie gdzie indziej. Trzeba pamiętać o historycznych związkach między Indiami a Wielką Brytanią, gdzie futbol jest ogromnie popularny. Kiedyś Indie były przecież częścią Zjednoczonego Królestwa, dlatego oba kraje są ze sobą blisko. Teraz futbol został tam zauważony i ktoś próbuje na tym zarobić pieniądze. Bardzo często widzimy próby eksportowania różnych sportów w kolejne rejony świata i czasem się to nawet udaje. Można na tym zarobić duże pieniądze. Tylko że majątki zbijają głównie pomysłodawcy. Nowa liga może odnieść sukces, ale tylko wewnątrz kraju. Trudno przecież sądzić, aby Europejczycy chcieli oglądać futbol indyjski.

Szustak uważa, że młodziutkie indyjskie kluby nigdy nie będą ściągać poważnych piłkarzy w kwiecie wieku zamiast podstarzałych i chimerycznych gwiazdorów. Zwraca również uwagę na wyjątkowo specyficzne środowisko kulturowe, w którym futbol nie musi okazać się atrakcyjny dla przeciętnego Hindusa. — Tę sytuację można porównać do gry w polo. Ta dyscyplina kompletnie nie interesuje Europejczyków — mówi ekspert i wskazuje przykład soccera. — Amerykanie bardzo dobrze zabrali się do popularyzacji piłki nożnej kilkadziesiąt lat temu i dziś ich reprezentacja jest silnym, poważnym zespołem. Sama liga nigdy jednak nie wygrała popularnością z futbolem amerykańskim, hokejem czy koszykówką. W Indiach piłka raczej nie pokona krykieta, bo zostaje ona zaaplikowana nagle, bez żadnych tradycji. Naprawdę trudno jest mi uwierzyć, by mogło być inaczej – kończy Szustak.

Grube ryby z hinduskiego holdingu Reliance i amerykańskiej grupy menedżerskiej IMG , które wyłożyły pieniądze na zorganizowanie piłkarskiej ligi w Indiach, ogłosiły wszem i wobec wielki sukces. Indyjską Super Ligę obejrzało w pierwszym sezonie w telewizji blisko 410 mln widzów, a kolejne 1,5 mln na stadionach. Na mecz w Kalkucie przyszło rekordowe 65 tys. widzów. Liczby te robią wrażenie, nawet jeśli w Indiach mieszka ponad 1,2 mld ludzi ściśniętych niczym sardynki – po 360 osób na kilometrze kwadratowym (w Polsce niewiele ponad 120).

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego