Po zwycięstwie 2:0 nad Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi Australia jest już bardzo blisko pierwszego tytułu. Do strefy azjatyckiej Kangury dołączyły w 2006 roku, cztery lata temu dotarły w turnieju do finału, ale przegrały po dogrywce z Japonią. W sobotę zagrają o trofeum z Koreą Południową, która ostatnie mistrzostwo zdobyła w 1960 roku. Mecz odbędzie się na 84-tysięcznym Stadionie Olimpijskim w Sydney (transmisja o godz. 10 w Eurosporcie 2). Trudno o lepsze miejsce do świętowania historycznego sukcesu.
Gwinea Równikowa, gospodarz Pucharu Narodów Afryki, po awansie do ćwierćfinału zmieniła miejsce rozgrywania najbliższego spotkania z Tunezją. Nie tylko ze względu na to, że stadion w Ebebiyin może pomieścić zaledwie 5 tysięcy kibiców, ale również dlatego, że boisko po tropikalnej ulewie, jaka przeszła podczas meczu Republiki Zielonego Przylądka z Zambią w fazie grupowej, nie nadaje się do gry (z tego powodu przeniesiono też inny ćwierćfinał – z Mongomo do Malabo).
Gwinea będzie walczyć o półfinał w sobotę na 35-tysięcznym obiekcie w Bacie. Trzy godziny wcześniej zmierzą się tam Kongo i Demokratyczna Republika Konga, która do wyjścia z grupy B nie potrzebowała ani jednego zwycięstwa. Wystarczyły jej trzy remisy.
Futbol w republice ma bogate tradycje, w Pucharze Narodów drużyna występowała regularnie, kiedyś sięgnęła nawet po tytuły (1968, 1974), ale ostatnio miała kłopoty z zakwalifikowaniem się do turnieju. W ćwierćfinale nie było jej od 2006 roku.
DR Konga to jeden z nielicznych zespołów prowadzonych przez rodzimego trenera. Florent Ibenge pracuje równocześnie w klubie AS Vita Kinszasa, w ubiegłym roku doszedł z nim do finału afrykańskiej Ligi Mistrzów. – Mecz z Kongo to coś więcej niż derby. Jesteśmy braćmi, znamy się doskonale, ale myślę, że przewaga jest po naszej stronie – przekonuje Ibenge.