56 tys. kibiców na PGE Narodowym przeżyło wieczór zasługujący na zapomnienie. Wynik był dla Polaków lepszy niż gra. Złożona z gwiazd drużyna mierzyła się z zespołem, który wciąż jest w przebudowie, co sprawiło, że obejrzeliśmy futbol dwóch prędkości.
Portugalczycy długimi momentami grali wprawdzie tak, jakby w piłce najcenniejszą cnotą była cierpliwość, beznamiętnie konstruując kolejne akcje ofensywne, ale oni chyba po prostu wiedzieli, że gole są kwestią czasu, a kiedy tylko przyspieszali, byli dla Polaków, pełniących tego dnia głównie role obserwatorów, wręcz nieuchwytni.
Wystarczył moment, czyli wieńczące złożoną z 19 podań akcję zgranie piłki do Bernardo Silvy przez Bruno Fernandesa, żeby Łukasz Skorupski musiał wyjąć piłkę z bramki. To była minuta, która wyglądała jak cały mecz. Portugalczycy czerpali radość z futbolu, a Polacy głównie biegali za piłką.
Polska – Portugalia. Wojciech Szczęsny i Grzegorz Krychowiak patrzyli na następców
Ten wieczór był radością dla Portugalczyków i pożegnaniem z reprezentacją Polski dla dwóch piłkarzy. Wojciech Szczęsny karierę w kadrze kończył ze spokojem. Zostawił klasowych następców, a Skorupski jest tym najbardziej naturalnym, co potwierdził także dobrą grą w sobotnim meczu.