W Warszawie wbrew scenariuszowi

W hitowym meczu w Warszawie padł remis 1:1. Ale to Piast był bliższy wygranej. Legioniści modlą się już o urlopy.

Publikacja: 13.12.2015 19:28

W Warszawie wbrew scenariuszowi

Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Po ostatnim gwizdku sędziego to piłkarze Piasta padli sobie w objęcia i gratulowali sobie postawy na boisku. W końcu po raz pierwszy w historii swoich występów w ekstraklasie nie przegrali na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej i utrzymali przewagę pięciu punktów nad goniącą ich Legią. Prawda jednak jest taka, że bardziej uzasadnione byłyby wybuchy radości u legionistów. Piast nie tylko był zespołem lepszym, ale stworzył sobie więcej okazji do zwycięstwa.

 

Mecz w Warszawie nie przebiegał według tak dobrze znanego przy Łazienkowskiej scenariusza. Czyli że goście wychodząc z tunelu już niemal są pogodzeni z porażką, stają całą drużyną w okolicach własnego pola karnego i tylko modlą się o jak najniższy wymiar kary. Piast przyjechał do stolicy, jak na lidera tabeli przystało, grać w piłkę. W pierwszej połowie długimi momentami to Legia cofała się całą jedenastką – łącznie z Nemanją Nikoliciem – pod własne pole karne i próbowała, niezbyt poradnie, wyprowadzać kontry.

 

Dla Legii mecz z Piastem był już spotkaniem numer 37 w tej rundzie! To tyle ile kolejek ma cały sezon ekstraklasy. Piast do maja rozegra zaledwie jeden mecz więcej – w Pucharze Polski zespół z Gliwic odpadł już w pierwszym swoim spotkaniu ze Stalą Stalowa Wola. I na boisku było to widać. Legioniści już marzą o wakacjach, jakimkolwiek urlopie. Akcje zespołu Stanisława Czerczesowa były toczone w jednostajnym tempie, Ondrej Duda nie potrafił ani razu przyspieszyć ofensywy Legii. A Piast mądrze się bronił, nie dopuszczał, by Nikolić znalazł się przodem do bramki z piłką przy nodze i to wystarczało.

 

Zespół Czerczesowa w tej rundzie jest po prostu nijaki. Ostatnią postacią, która tej nijakości nie uległa był Michał Pazdan, ale gdy jego z Piastem zabrakło, zespół po prostu nie miał lidera. Ani pomysłu na grę. Coraz częściej słychać, że zimą dojdzie w Warszawie do wietrzenia szatni. Że kilku piłkarzy będzie musiało odejść, a w ich miejsce pojawią się nowi. Już zresztą ogłoszono, że do końca sezonu wypożyczony z Krasnodaru zostanie były zawodnik Legii i były podopieczny Czerczesowa – Artur Jędrzejczyk.

 

W zespole Radoslava Latala pierwsze skrzypce grali Radosław Murawski i Kamil Vacek. Były momenty, że czeski środkowy pomocnik z legionistami po prostu tańczył. Gdy w pierwszej połowie na prawej stronie, w okolicach pola karnego Legii, Piast wydostał się spod pressingu akcją w trójkącie Marcin Pietrowski-Vacek-Mateusz Mak, nawet kibice Legii z niedowierzaniem patrzyli na swobodę z jaką to zrobili.

 

Ale to Legia jako pierwsza zdobyła gola – po godzinie gry w zamieszaniu podbramkowym po rzucie rożny, przytomnie zachował się Nikolić, a brazylijski obrońca Piasta Hebert próbując ratować sytuację wpakował piłkę do własnej siatki. Po golu nastąpił jedyna dłuższa chwila w meczu, gdy to Legia całkowicie przejęła inicjatywę. Mnóstwo ożywienia wniósł w ofensywę warszawian Aleksandar Prijović, z drugim napastnikiem przy boku lepiej zaczął wyglądać Nikolić.

 

10 minut. Tyle potrzebowali goście z Gliwic, by się przebudzić z letargu. Najpierw Dusana Kuciaka dwukrotnie wyręczył Igor Lewczuk, który po uderzeniach Gerarda Badii i Josipa Barisicia wybijał piłkę turlającą się do bramki, ale w końcu Lewczuka zabrakło. Patrick Mraz na skraju pola karnego w dziecinny sposób ograł Łukasza Brozia, a Badia miał o tyle ułatwione zadanie, że Tomasz Brzyski próbował nowatorskiego ustawienia w obronie i próbował przeszkadzać Hiszpanowi plecami.

 

I to Piast prowadził przez 10 minut, które zostały do końca meczu grę, ale na zwycięską bramkę zabrakło i czasu i sił. Legia za tydzień zagra na wyjeździe z Koroną Kielce, a Piast czeka jeszcze jednak niesamowicie ważny mecz. Do Gliwic przyjeżdża rozpędzony Lech, który zaliczył właśnie szóste z rzędu zwycięstwo (2:0 z Zagłębiem Lubin). Tak czy inaczej przerwę zimową to zawodnicy Latala spędzą na pierwszym miejscu w tabeli.

Legia Warszawa – Piast Gliwice 1:1 (0:0) 

Bramki: 1:0 Hebert (62-samobójcza), 1:1 Gerard Badia (79-głową). 

Żółte kartki: Legia – Ondrej Duda, Guilherme, Igor Lewczuk, Michał Kucharczyk. Piast – Kamil Vacek.

Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).

Widzów: 21 191. 

Legia Warszawa: Dusan Kuciak - Łukasz Broź, Igor Lewczuk, Tomasz Jodłowiec, Tomasz Brzyski - Michał Kucharczyk (86. Bartosz Bereszyński), Stojan Vranjes, Guilherme, Ondrej Duda, Ivan Trickovski (61. Aleksandar Prijovic) - Nemanja Nikolic. 

Piast Gliwice: Jakub Szmatuła - Marcin Pietrowski, Uros Korun, Patrik Mraz, Hebert - Mateusz Mak (89. Tomasz Mokwa), Kamil Vacek, Radosław Murawski, Paweł Moskwik (71. Gerard Badia), Bartosz Szeliga - Martin Nespor (34. Josip Barisic).

Po ostatnim gwizdku sędziego to piłkarze Piasta padli sobie w objęcia i gratulowali sobie postawy na boisku. W końcu po raz pierwszy w historii swoich występów w ekstraklasie nie przegrali na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej i utrzymali przewagę pięciu punktów nad goniącą ich Legią. Prawda jednak jest taka, że bardziej uzasadnione byłyby wybuchy radości u legionistów. Piast nie tylko był zespołem lepszym, ale stworzył sobie więcej okazji do zwycięstwa.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Wisła zdobyła Puchar Polski. Za takie mecze kochamy piłkę
Piłka nożna
Hiszpanie zapewnili Wiśle Kraków Puchar Polski. Dogrywka i wielkie emocje na Narodowym
Piłka nożna
Kolejny kandydat na trenera odmówił Bayernowi
Piłka nożna
Ostatnia szansa, by kupić bilety na Euro 2024. Kto pierwszy, ten lepszy
Piłka nożna
Mecz życia na Stadionie Narodowym. Wysoka stawka finału Pucharu Polski
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił