Jakub SZMATUŁA: – Tak, kosztowało mnie to wiele wysiłku i… nadal tak jest. Wciąż muszę pracować na swoją pozycję, bo nikt mi nic za darmo nie da. Tak było kiedyś, tak jest i tak będzie. Łatwo można spaść ze szczytu, to nie ulega wątpliwości. Trzymam się mocno i jeden słabszy występ, jak ten jesienią w Płocku, nie może rzutować na całą resztę i zamazać całokształtu, jak wyglądałem wcześniej. Nie tacy bramkarze jak ja popełniali błędy. Na tyle mam ukształtowany charakter, że nie załamuję się jednym, drugim niepowodzeniem, bo mam zdrowie, chęci i nie mam zamiaru się poddać. Choć to już mój któryś tam obóz przygotowawczy, to jechałem na niego z uśmiechem na twarzy. Jestem już dojrzałym bramkarzem, znam metody treningowe sztabu, mnie już nic nie zdziwi i nie zaskocz. Dzięki temu spokojnie mogę pracować nad swoją formą. Póki Bozia daje zdrowie nie pozostaje mi nic innego, jak cieszyć się możliwością trenowania i gry.
Ten wicemistrzowski sezon był nagrodą za wiele trudnych lat?
Jakub SZMATUŁA: – Rozegrałem wtedy wszystkie 37 spotkań od pierwszej do ostatniej minuty, jako jedyny piłkarz ekstraklasy. Czułem się wspaniale, ale wiedziałem, że to też nie jest jeszcze mój sufit. Wiedziałem, że może być trudno o takim sezonie, bo przykładów mamy wiele, gdy po chwili ktoś z topu wpada w zapomnienie. Tak jest ostatnio z Arkiem Malarzem, który świetnie bronił w Legii, grał w Lidze Mistrzów, był też najlepszym bramkarzem ligi. I nagle stał się numerem cztery i został odstawiony na boczny tor. Nie powinno się kogoś tak nagle i szybko skreślać. To jest polityka danego klubu.
Stara piłkarska zasada mówi, że bramkarz jest jak wino. Ostatnio jednak widać trend, żeby wrzucać na głęboką wodę młodych golkiperów. Jak pan na to spogląda?
Jakub SZMATUŁA: – Coraz popularniejsze jest myślenie, że młody zawodnik szybko się rozwinie i można będzie na nim zarobić. Jak jednak taki młody będzie miał problemy, nie będzie spełniał oczekiwań, to zawsze jak trwoga to do bardziej doświadczonego bramkarza. Jestem za tym, żeby dawać szanse młodym, ale trzeba to robić z głową i taki chłopak musi coś sobą reprezentować. Nie może grać tylko dlatego, że jest młody.
Fakt, że w marcu skończy pan 38 lat i trochę już pan przeżył, pomógł poradzić sobie ze wspomnianą utratą miejsca w składzie?