Reprezentacja. Synek z Rudy jedzie na kadrę

Mówią o nim kontrowersyjny, skandalista – ale to przede wszystkim dobry bramkarz. Kamil Grabara po raz pierwszy w karierze został powołany do seniorskiej reprezentacji Polski.

Publikacja: 09.11.2021 16:20

W wywiadzie dla kanału „Foot Truck” Grabara mówił niedawno o tym, że „nie rajcowałoby go” powołanie do drużyny, w której nie miałby szans na grę. Z tego powodu kilka lat temu odmówił udziału w Euro U-21, ponieważ wiedział, że przed nim pewny plac mają Jakub Wrąbel, a potem Bartłomiej Drągowski. To tylko jedna z sytuacji związana z tym bramkarzem, która nosi miano kontrowersyjnej, ale gdy nieco bardziej wgłębi się w postać Kamila Grabary można go zrozumieć i… nawet podziwiać.

Być kimś ważnym

– Na ten moment jestem daleko w kolejce, nie mam szans na grę, więc w tej chwili uważam, że to dobra decyzja, że nie jeżdżę na zgrupowania dorosłej reprezentacji. Na spokojnie sobie trenuję, gram, całkiem nieźle mi to idzie. Jeśli faktycznie przyjdzie moment, kiedy będę wystarczająco dobry albo potrzebny, chciałbym tam pojechać i być kimś ważnym, który ma realne szanse na cokolwiek. Oczywiście znajdą się głosy, że kadra to kadra i jedzie się nawet wtedy, jeśli miałbyś nosić bidony. Ja niestety tego tak nie widzę – mówił dojrzale Grabara w opublikowanym we wrześniu wywiadzie i jak się okazuje, jego moment nadszedł szybciej niż się spodziewano. Eliminacje dobiegają końca, więc kto wie, czy bramkarz Kopenhagi nie dostanie szansy debiutu.

Chłodne, trzeźwe spojrzenie na otaczającą rzeczywistość to cechy charakterystyczne dla 22-letniego golkipera, który pochodzi z Rudy Śląskiej, konkretnie z Bykowiny, z typowej śląskiej rodziny. Młody chłopak piłkę zaczął łapać w klubie z sąsiedniej dzielnicy, Wawelu Wirek, który może poszczycić się 101-letnią historią. Grabara pierwszy trening zaliczył w wieku 7 lat.

Wolne z połowy

– Od początku wyróżniał się tym, że był bardzo odporny psychicznie na wszelkie stresy boiskowe – wspomina wychowanka klubu Piotr Buchcik, człowiek instytucja Wawelu, obecnie wiceprezes.

– W trampkarzach lubił nawet strzelać rzuty wolne z połowy boiska. Wyróżniał się charakterem, jako bramkarz i jako człowiek. Patrząc na jego rodziców, było wiadomo, że będzie wysoki i to też go wyróżniało – mówi Buchcik o Grabarze, który mierzy dziś ponad 190 cm wzrostu.

– Czas w Wawelu wspominam bardzo pozytywnie i cieszę się, że właśnie tam stawiałem pierwsze kroki. Miałem dużo szczęścia, trafiłem w ręce znakomitych trenerów: świętej pamięci Jana Gosławskiego i trenera bramkarzy Marka Pietrka. Tym dwóm osobom zawdzięczam bardzo wiele – powiedział Grabara portalowi rudaslaska.com.pl w 2016 roku, kilka miesięcy po jego głośnym transferze do Liverpoolu. My z kolei skontaktowaliśmy się z trenerem Pietrkiem, aby zapytać, jak pracowało się z charakternym młodzieniaszkiem.

Szkoleniowiec pracował z Grabarą w Wawelu, ale także w Stadionie Śląskim Chorzów, czyli słynącym ze szkolenia młodzieży klubie, do którego ten trafił na kilka miesięcy w 2011 roku.

– Miał iść do Ruchu Chorzów, ale on nie miał wtedy jego roczników, więc trafił do Stadionu – precyzuje jeszcze Buchcik. Rodzina Grabary to kibice słynnych „Niebieskich”, szczególnie tyczy się to taty. Nie mogło być więc innego scenariusza niż przejście do Ruchu, który „odkładając” Kamila do Stadionu zabezpieczył się, aby żaden inny klub nie podebrał talentu z Bykowiny.

Maluch z dorosłymi

– Trochę czasu razem spędziliśmy, zanim uciekł mi ze Stadionu do Ruchu – śmieje się trener Marek Pietrek.

– Kamil miał obowiązek, żeby dwa razy w tygodniu przychodzić do mnie na treningi bramkarskie. Ze względu na to, że było widać u niego potencjał, trenował z maluchami, ale zabierałem go też na treningi do dorosłych, więc tych zajęć miał dwa razy więcej. Oczywiście z seniorami to była głównie zabawa, bo fizycznie to nie była jego półka, ale coś z tego wynosił, obserwował. Jako młody chłopak trenował niektóre elementy, które ćwiczyli dorośli. Można powiedzieć, że już wtedy bawił się w profesjonalne podejście do treningu – zdradza początki małego Grabary trener Pietrek.

On także podkreśla, że atutem golkipera była jego psychika.

– Oprócz warunków fizycznych jego mocną stroną była „głowa”. Od samego początku było widać u niego cechy przywódcze. Ciągoty ku temu, żeby być kimś ważnym. Miał w sobie iskrę i widać było, że on nie da sobie w pluć w kaszę. Znał swoją wartość. Obecnie nie jest tak pokorny jak kiedyś, ale myślę, że to wynika z tego, że wie, na jakim jest teraz poziomie – podkreśla Pietrek.

Hajto, Majecki, Gikiewicz

– To instynkt samozachowawczy. Sprawdzam, jak ludzie zareagują, bo szkoda czasu na tych, których nie masz ochoty poznawać – tłumaczył w „Foot Trucku” Grabara, bo właśnie ten element – jego wyszczekanie – jest tym, z czym 22-latek jest najbardziej kojarzony. Ludzie widzą to głównie w mediach społecznościowych. Swego czasu młody rudzianin na Twitterze napisał do Tomasza Hajty „nie graj szefa”. Były piłkarz, obecnie komentator telewizyjny, mocno krytykował ówczesną reprezentację młodzieżową, w której Grabara występował, a swoista puenta Ślązaka była końcem krótkiego dialogu między panami po zwycięskim meczu z silną Portugalią.

– To było czysto humorystyczne, tylko szkoda, że zrobiła się z tego taka „drama” i pan Hajto opowiadał na mój temat jakieś głupoty – wyjaśniał potem Grabara.

Bramkarz zażartował też w sytuacji, gdy do pierwszej reprezentacji (nota bene jako „trójka”) został powołany Radosław Majecki.

– Jedni się śmieją, drudzy jeżdżą na reprezentację – skomentował to Majecki, co Grabara także „prostował”:

– Żaden z nas by nie pojechał, gdyby Łukasz Fabiański był zdrowy. Nie rozumiem tylko tej odpowiedzi. Można było zareagować z żartem, a on do mnie poważnie. Radek, jeździliśmy razem na U-16, U-17, U-18… Ja grałem, a ty zawsze siedziałeś – mówił w rozmowie z TVP Sport rudzianin.

Ostatnio z kolei Grabara skomentował zachowanie Rafała Gikiewicza, regularnie niepowoływanego do reprezentacji Polski, który często żali się z tego powodu w mediach.

– To jest niesmaczne z jego strony. Myśli, że jest fajny. Ja mogę być wkur****ący i rozumiem takie opinie, ale ten gość jest pięć razy bardziej wkur****ący. Ja do niego nic nie mam. Ale jest mi go trochę szkoda, bo to dorosły facet i powinien mieć trochę inne podejście do tematu – mówił Grabara w „Foot Trucku”.

Postrach jedenastek

– Między starszymi a nim była duża różnica wieku – dodaje Pietrek.

– Nie mówił nic bezpośrednio, ale kiedy ktoś mu coś powiedział, albo się z niego podśmiechiwał, pod nosem zawsze coś sobie wyburczał, tak że jego było na górze. Od samego początku miał charakter, żeby zajść daleko. Do pracy to był chart. Zawsze mówiłem mu, że jeśli ja mu każę zrobić coś 10 razy, to on powinien to zrobić dla siebie 15 razy. Był bardzo zaparty i pracowity. On i jego babcia, bo to ona była jego motorem napędowym. Najczęściej właśnie z nią przyjeżdżał na treningi – wspomina trener.

– Mam przyjemność mówić o inteligentnym człowieku, który ma cel, swoje zdanie i dzięki temu buduje swoją osobowość – mówi nam z kolei Ireneusz Psykała, który prowadził Kamila w juniorach Ruchu Chorzów.

– Może jest trochę kontrowersyjny, co można było już zauważyć na poziomie juniorów. Nie ukrywam, że czasem z mojej strony było w jego kierunku trochę spięć (śmiech). Ale miało to na celu tylko to, aby mu pomóc, żeby coś z tego wyciągnął i zbudował na przyszłość. Cieszę się, że mu się w życiu wiedzie – mówi trener Psykała, który pośród wielu atutów Grabary wymienił także umiejętność bronienia rzutów karnych.

– Wielokrotnie zdarzało się tak, że na treningach bronił po 5 karnych na 10 strzelanych. Naprawdę jest w tym bardzo mocny – uśmiecha się szkoleniowiec Ruchu.

Ślązaków dwóch

„Niebiescy” zarobili na Grabarze ok. 330 tys. euro. Ten w pierwszej drużynie Liverpoolu nie zadebiutował, grał w zespołach młodzieżowych, a później doświadczenie łapał na wypożyczeniach w Championship czy lidze duńskiej. Obecnie świetnie tam sobie radzi w barwach silnej Kopenhagi, która latem zapłaciła za niego Liverpoolowi ok. 3,5 mln euro, a gdzie występuje też inny Ślązak – Kamil Wilczek.

Swoją drogą, jak przekazał nam Piotr Buchcik, choć od tego transferu minęło już kilka miesięcy, Wawel… nadal nie otrzymał pieniędzy, które należą się jemu, Ruchowi i Stadionowi w ramach zapisów w umowach transferowych (5 procent). Jest to istotne o tyle, że sportowa Ruda Śląska nie jest krainą miodem i mlekiem płynąca.

– Pieniądze to nie najważniejszy temat, ale przy zerowej dotacji z miasta jest do dla nas sprawa życia i śmierci – zdradza nam Buchcik.

Piłka nożna
Chelsea znów konkurencyjna. Wygrywa i zachwyca nie tylko w Anglii
Piłka nożna
Bayern znów nie zdobędzie Pucharu Niemiec. W Monachium myślą już o przyszłości
PIŁKA NOŻNA
Niechciane dziecko Gianniego Infantino. Po co światu klubowy mundial?
Piłka nożna
Polskie piłkarki awansowały na Euro. Czy to coś zmieni?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Wielkie pieniądze Orlenu dla PZPN
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką