Ten 12-krotny reprezentant Polski i w klubie z Zabrza i ze stolicy spędził po trzy lata. Teraz jeżeli chodzi o futbol, to zupełnie się odciął.
Sprowadził go do Hiszpanii
– Nie bardzo śledzę te spotkania ligowe, bo to takie dziadostwo, że głowa boli. Ale nie jest tak, że nic nie oglądam. Co do Górnika, to myślałem, że lepiej będą grali, lepiej to będzie wyglądało, ale tak nie jest. Nie idzie im rewelacyjnie. Legia to dno, nie ma co tutaj wiele mówić i komentować – mówi były świetny pomocnik pytany o oba kluby i niedzielne starcie przy Roosevelta.
Ryszard Staniek świetnia zna się z obecnym szkoleniowcem górniczej jedenastki Janem Urbanem. To przecież nie kto inni, jak obecny trener Górnika stał za transferem młodszego z braci Stańków, jednego z największych polskich talentów na początku lat 90., do Osasuny Pampeluna. W Górniku obaj się rozminęli. Urban pożegnał się z zabrzańskim klubem w 1989 roku. Z kolei Staniek jako nastolatek trafił tam z Odry Wodzisław w 1990.
Potem Urban-piłkarz optował za tym, żeby srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku trafił właśnie do klubu z Nawarry, z którym z powodzeniem grał już od kilku lat. Staniek występował w Pampelunie przez dwa lata, do 1995 roku. Wtedy jeden odszedł do Realu Valladolid, a drugi wrócił do Polski, do Legii Warszawa. Wielu do dziś uważa, że to był błąd Ryszarda Stańka, który dalej mógł występować za granicą. Z drugiej strony w warszawskim klubie nie tylko, że miał najwyższy wtedy kontrakt w ekstraklasie, ale też pokazał się z dobrej strony choćby w meczach Ligi Mistrzów w sezonie 1995/96, gdzie w meczu z norweskim Rosenborgiem zdobył bramkę na 3:1. Pomógł wtedy drużynie w awansie do ćwierćfinału rozgrywek. Jak opowiadał nam kilka lat temu, kibice Górnika nie wybaczyli mu tej „zdrady”. Kiedy przyjeżdżał potem do Zabrza jako legionista, to kibice 14-krotnego mistrza Polski skandowali: „Byłeś idolem, a zostałeś gorolem”.
– Co do Jana Urbana, to miałem z nim kontakt, teraz już jednak nie. On oczywiście stał za tym moim przejściem do Hiszpanii, a kiedy tam byłem na miejscu to też mocno pomagał. Można było na niego liczyć – wspomina stara dzieje.