Nie pasował do niego smutek. Zmarł Wojciech Łazarek

Nie pasował do niego smutek, a przecież spotkało go w życiu sporo nieszczęść. Częściej mówiło się o nim "Baryła" lub "Wojtek", a nie oficjalnie - Wojciech Łazarek.

Publikacja: 13.12.2023 15:55

Nie pasował do niego smutek. Zmarł Wojciech Łazarek

Foto: PAP/Jacek Bednarczyk

4 października obchodził 86. urodziny, więc zadzwoniłem z życzeniami. Na zwyczajowe: "Co słychać i jak się czujesz" odpowiedział: "Wszystko w porządku, nic mi nie dolega". "A żona?". W telefonie cisza. Po chwili, kiedy już prawdopodobnie odszedł na bok, żeby żona nie słyszała, powiedział: "Z Iloną słabo. Właśnie odebrałem ją ze szpitala".

Łazarek, bo częściej mówiło się o nim „Baryła” lub „Wojtek”, niż oficjalnie - Wojciech był człowiekiem niezwykle pogodnym i dowcipnym. Nigdy też nie robił nabożeństwa ze swoich stanowisk pierwszego trenera w czołowych polskich klubach i dwóch reprezentacjach narodowych. Stąd zdrobnienie imienia.

Wojciech Łazarek. Ładna twarz polskiej piłki

Nie pasował do niego smutek, a przecież spotkało go w życiu sporo nieszczęść. Żona chorowała od kilkudziesięciu lat. Wyszła z jednej choroby to wpadała w drugą, a on zawsze i z oddaniem się nią opiekował. Pięć lat temu, w wieku zaledwie 54 lat, zmarł ich jedyny syn - Grzegorz. Był ich największą miłością. Ojciec widział w nim piłkarza i chociaż grał w Lechu, Lechii i Gwardii Warszawa, w sumie ponad 60 razy, to kariery nie zrobił.

Wojtek też nie był wielkim piłkarzem, raptem dziewięć meczów na poziomie ekstraklasy w barwach ŁKS to niewiele. Był napastnikiem, ale zaczynał jako pomocnik, w barwach łódzkiego Startu. Kiedy ta drużyna mierzyła się na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych z Legią trener polecił Łazarkowi pilnowanie czołowego piłkarza tamtych czasów Lucjana Brychczego.

Czytaj więcej

Piłka łączy nas w bólu

Nic z tego nie wyszło, Brychczy był jednym z najlepszych na boisku. Kiedy trener w szatni wytykał Łazarkowi błędy i powtarzał: "Miałeś go kryć, a tylko patrzyłeś", Wojtek odpowiedział: „Panie trenerze, patrzyłem, bo Brychczy tak pięknie grał, że nie miałem sumienia mu przeszkadzać”.

Zawsze lubił piękną grę, wolał ją od murowania bramki. Raz za to zapłacił. Kiedy prowadził reprezentację i w eliminacjach do mistrzostw Europy miał zmierzyć się z Cyprem, postanowił dać kibicom przyjemność. A można było ją mierzyć liczbą zdobytych bramek, wystawił sześciu napastników. Skończyło się to zawstydzającym 0:0, przez lata uznawanym za jedną z największych kompromitacji reprezentacji.

I tym, że może być oryginalny, przekonaliśmy się zresztą już w jego pierwszym meczu - z Koreą Ludową w Bydgoszczy. Logicznie rywale nie powinni stanowić zagrożenia, więc selekcjoner postanowił pokazać widowni aż 21 piłkarzy. Skończyło się na 2:2, a gol ratujący honor Polaków padł w ostatniej minucie.

Wojciech Łazarek. Gawędziarz, który nie kopał się z koniem 

Łazarek został selekcjonerem w roku 1986. Decyzja miała logiczne uzasadnienie, bo miał już za sobą wspaniały okres pracy w Lechu, z którym w roku 1982 zdobył Puchar Polski, w następnym tytuł mistrzowski, a w 1984 - i jedno, i drugie. Nic dziwnego, że prestiżowy wówczas tygodnik "Piłka Nożna" przyznał mu dwukrotnie tytuł Trenera Roku. Nagrodę wręczano nie na gali, tylko w redakcji. Wojtek przyjeżdżał za każdym razem - bo nie tylko po kryształowy puchar - z wędzonym łososiem, który nazywał "ososiem" i bawił wszystkich opowieściami, anegdotami i kalamburami. Redakcja gwarantowała popitkę.

Był fantastycznym gawędziarzem. Nawet kiedy przegrywał, zdarzało mu się żartować, chociaż wtedy opowiadał dowcipy z kamienną twarzą. A kiedy wiedział, że nie ma na coś szans, bo przeciwnik jest za mocny, a sędzia przekupiony, mawiał: "Nie będę się kopał z koniem".

Był trenerem 15 klubów w Polsce, pięciu za granicą (Szwecja, Izrael, Egipt) oraz dwóch reprezentacji: Polski i Sudanu. Zarobił dużo pieniędzy. Nie przepił, nie przegrał w karty lub w kasynie. Wydawał je na leczenie żony lub oddawał potrzebującym.

Janusz Zaorski, który też pozostawał pod urokiem „Baryły” i spędził z nim wiele czasu opowiadał, że tylko raz widział go poważnego, skupionego i nieskorego do żartów. Na pogrzebie Krzysztofa Mętraka, słynnego krytyka filmowego, ale i znawcy futbolu. Mętrak nie raz ostro traktował piórem Łazarka, co nie przeszkadzało im się szanować. I kiedy Krzysiek w roku 1993 zmarł, Łazarek nie tylko przyjechał na jego pogrzeb, ale potem - jako trener saudyjskiego Ettifaq FC - przesyłał wdowie pieniądze.

W zasadzie przez całe życie komuś pomagał finansowo. Kiedy siedziało się z nim restauracji, trzeba się było starać, żeby wygrać wyścig do kelnera, bo zawsze chciał płacić.

Czytaj więcej

Zmarł Adam Gocel. Otworzył wieś dla piłki

Był trenerem 15 klubów w Polsce, pięciu za granicą (Szwecja, Izrael, Egipt) oraz dwóch reprezentacji: Polski i Sudanu. Zarobił dużo pieniędzy, a przez ponad 50 lat mieszkał w niedużym mieszkanku w bloku na Jelitkowie. Kiedy tam wszedłem pierwszy raz, nie wierzyłem, że w takich warunkach może mieszkać jeden z najsłynniejszych trenerów w Polsce, i to w dyscyplinie, w której pieniędzy nie brakuje. Nie przepił, nie przegrał w karty lub w kasynie. Wydawał pieniądze na leczenie żony lub oddawał potrzebującym.

Wojciech Łazarek. Ostatni selekcjoner PRL-u

Podejmował się pracy nawet w takich niewiele znaczących klubach jak Narew Ostrołęka czy Ilanka Rzepin. Od piętnastu lat już nigdzie, bo trenerów urodzonych przed wojną, w dodatku mających coraz większe problemy z poruszaniem się, nikt nie chce. Potrzebował leków dla siebie i żony, a nie zawsze na nie miał pieniądze. Czasami bywał więc w dramatycznej sytuacji, a honor nie pozwalał mu prosić o pomoc. Robił to Pomorski ZPN lub osoby prywatne. Łazarek publicznie nigdy na nic nie narzekał, nie wylewał na nikogo pomyj, chociaż miałby bardzo dużo do powiedzenia, bo był jednym z najlepiej poinformowanych ludzi w polskiej piłce. I jednym z najsympatyczniejszych, dodających piłce kolorytu jak nikt inny.

Zapisał się w historii jako ostatni selekcjoner PRL-u, którego zresztą nie znosił, a w latach 70. pomagał na Wybrzeżu członkom KOR-u i innym opozycjonistom. 3 czerwca 1989 roku poprowadził ostatni raz w swojej karierze reprezentację Polski. Przegrała na Wembley z Anglią 0:3. Następnego dnia w kraju odbyły się wybory, które zakończyły epokę komunizmu. Następcą Łazarka został Andrzej Strejlau.

4 października obchodził 86. urodziny, więc zadzwoniłem z życzeniami. Na zwyczajowe: "Co słychać i jak się czujesz" odpowiedział: "Wszystko w porządku, nic mi nie dolega". "A żona?". W telefonie cisza. Po chwili, kiedy już prawdopodobnie odszedł na bok, żeby żona nie słyszała, powiedział: "Z Iloną słabo. Właśnie odebrałem ją ze szpitala".

Łazarek, bo częściej mówiło się o nim „Baryła” lub „Wojtek”, niż oficjalnie - Wojciech był człowiekiem niezwykle pogodnym i dowcipnym. Nigdy też nie robił nabożeństwa ze swoich stanowisk pierwszego trenera w czołowych polskich klubach i dwóch reprezentacjach narodowych. Stąd zdrobnienie imienia.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Nowy Kylian Mbappe pilnie poszukiwany. Lamine Yamal na celowniku Paris Saint-Germain
Piłka nożna
Wisła Kraków i rwący nurt pierwszej ligi. Droga do Ekstraklasy daleka
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący