Football Leaks, czyli ile kosztuje zawodnik

Futbolowe Wiki Leaks publikują dokumenty niewygodne dla klubów, agentów i zawodników, bo mówiące prawdę o kontraktach.

Aktualizacja: 02.02.2016 20:54 Publikacja: 02.02.2016 18:55

Gareth Bale kosztował więcej niż Cristiano Ronaldo, ale by nie drażnić dumy Portugalczyka, Real Madr

Gareth Bale kosztował więcej niż Cristiano Ronaldo, ale by nie drażnić dumy Portugalczyka, Real Madryt tę informację zataił

Foto: AFP

Choć cudze zarobki nie powinny nas interesować, a na wolnym rynku każdy podobno wart jest tyle, ile mu płacą, chęć dowiedzenia się prawdy o pieniądzach krążących w profesjonalnej piłce nożnej trudno uznać za wściubianie nosa w nie swoje sprawy.

Od lata zeszłego roku działa strona internetowa Football Leaks – nieefektowna, korzystająca z gotowych rozwiązań platformy blogowej, ale za tym skromnym wyglądem kryją się rewolucyjne treści, co stało się już solą w oku najbogatszych klubów, a przede wszystkim agentów. Strona jest prowadzona po portugalsku, ale na rosyjskich serwerach.

W ostatnich tygodniach aktywność tajemniczej osoby tytułującej się John wielokrotnie się zwiększyła. Jeden po drugim na stronie zaczęły się pojawiać kolejne tajne dokumenty. Najczęściej są to umowy transferowe między klubami. W ten sposób kibice mogą nie tylko zobaczyć prawdziwe sumy, ale i prowizje dla menedżerów. Z dokumentów wynika też, jak często w transfery piłkarzy zaangażowani są tajemniczy inwestorzy, fundusze i firmy z rajów podatkowych posiadający część praw do zawodników (jest to zabronione przez UEFA od maja zeszłego roku).

Na stronie można było znaleźć dokumenty pokazujące, ile Manchester United zapłacił za Anthony'ego Martiala. Francuz kosztował 50 milionów euro (płatne w dwóch ratach) i podpisał umowę do 2019 roku. Jeśli w tym czasie strzeli 25 goli (już ma ich dziewięć), Anglicy przeleją jeszcze 10 milionów. Kolejne 10 milionów wpłynie na konto Monaco, jeśli w czasie umowy Martial rozegra 25 meczów w reprezentacji Francji (minimum 45 minut w każdym, na razie rozegrał trzy), a na kolejne 10 milionów wyceniono nominację do Złotej Piłki.

Największe zamieszanie Football Leaks wywołali publikacją dokumentów dotyczących transferu Garetha Bale'a z Tottenhamu do Realu. Oficjalnie Walijczyk kosztował 91 milionów euro, ale z opublikowanych przez tajemniczą stronę dokumentów jasno wynika, że na konto londyńskiego klubu trafiło ponad 100 milionów (100 759 418). W umowie jest zawarta klauzula, że obie strony nie upublicznią prawdziwej kwoty.

Dyrektorom Realu chodziło o to, by prawda nie ujrzała światła dziennego, z prostego powodu – najdroższym piłkarzem świata wciąż miał być Cristiano Ronaldo, który trzy lata wcześniej kosztował Real 94 miliony euro. Plotki o tym, że Bale tak naprawdę kosztował więcej, pojawiły się niemal od razu po transferze, ale Real szedł w zaparte.

Gdy informacje wyciekły do internetu, a na rozmowę z Bale'em był już umówiony dziennikarz „Sunday Timesa", biuro prasowe madryckiego klubu przysłało mu e-maila, by broń Boże nie poruszał kwestii rekordu transferowego podczas rozmowy z Walijczykiem. W uzasadnieniu prośby napisano: „Cristiano Ronaldo nie podoba się, że ktoś kosztował więcej od niego". Wysłanie takiego polecenia do dziennikarza jest strzałem w stopę i ludzie w biurze medialnym Realu powinni przewidzieć, że Jonathan Northcroft tak smakowitej informacji dla siebie nie zachowa.

Wściekły był menedżer Bale'a Jonathan Barnett, który w wywiadzie dla gazety „The Telegraph" mówił: „To oburzające, że takie dokumenty ujrzały światło dzienne. Pokazuje to całkowity brak szacunku zarówno dla samego piłkarza, jak i dla klubów. Należałoby rozpocząć niezależne śledztwo i pokazać, kto stoi za tym przeciekiem, i jakie przyświecały mu motywy".

Ale Football Leaks nie powinny być odbierane w kategoriach strony dostarczającej smakowitych ploteczek. Próżność portugalskiego gwiazdora prosiła się o obśmianie, ale w tajemniczej witrynie można znaleźć znacznie ciekawsze rzeczy.

John, który wymienił kilka e-maili z „New York Timesem", ale nie chciał się zgodzić na spotkanie ani nawet na rozmowę telefoniczną, twierdzi, że strona powstała przede wszystkim po to, by obnażyć działalność menedżerów, a także by pokazać, jak bardzo futbol uzależniony jest od szemranych inwestorów, którzy wyprowadzają ze świata piłki duże pieniądze.

Football Leaks upubliczniły dokumenty z umowy między holenderskim klubem Twente Enschede a zarejestrowaną na Malcie spółką Doyen Sports. Inwestor pożyczył 5,5 miliona euro mistrzowi Holandii z 2010 roku, który popadł w poważne kłopoty finansowe. Fundusz zainwestował w karty zawodnicze siedmiu piłkarzy, między innymi pomocnika Dusana Tadicia. Twente miało się dzielić zyskami ze sprzedaży piłkarzy, a ponadto w umowie zawarto klauzulę, że jeśli wpłynie oferta, a klub ją odrzuci, Doyen i tak dostanie swoją część. Inaczej mówiąc – holenderski klub po prostu musiał przyjąć ofertę, inaczej naraziłby się na straty, a spółka Doyen miała wpływ na jego politykę transferową.

Tadić został sprzedany za ponad 16 milionów euro do Southampton, a spółka zarejestrowana na Malcie dostała 10 procent z transakcji. Z siedmiu piłkarzy tylko dwóch zostało w Enschede, ale jeden z nich – Kyle Ebecilio – jest wypożyczony do Nottingham Forest.

UEFA zabrania udziału osób trzecich w kontraktach piłkarzy z klubami. Holenderska federacja natychmiast rozpoczęła dochodzenie i ukarała Twente trzyletnim zakazem występów w europejskich pucharach. Śledztwo jednak wciąż trwa i istnieje groźba, że zespół z Enschede zostanie nawet pozbawiony profesjonalnej licencji.

Co ważne, ani przedstawiciele firmy Doyen, ani Twente nie kwestionowali wiarygodności upublicznionych dokumentów. Natychmiast prezes klubu podał się do dymisji, a prawnicy przyjęli linię obrony, w której twierdzą, że stali się ofiarami cyberataku. Tymczasem John w wymianie e-mailowej z „NYT" twierdzi, że członkowie Football Leaks nie są hakerami, lecz „zwykłymi użytkownikami komputerów". Ale policja w końcu będzie musiała się nimi zająć. Właśnie dlatego grupa postanowiła prowadzić działalność na rosyjskim serwerze. Rosjanie niechętnie współpracują z zachodnioeuropejskimi organami ścigania – cytuje wypowiedź Johna amerykański dziennik.

Pojawiają się już informacje, że Football Leaks nie są wcale bezinteresowni, że ich celem nie jest tylko budzenie sumienia futbolu. Przedstawiciele kilku klubów – w tym Sportingu Lizbona – twierdzą, że byli szantażowani. W zamian za niepublikowanie dokumentów w internecie przedstawiciele Football Leaks oczekiwali zapłaty. Prezes Sportingu oskarżył ich nawet o działanie inspirowane przez Benficę Lizbona.

Strona na początku skupiała się na portugalskich klubach i ich związkach z tajemniczymi inwestorami, pokazywała prowizje dla menedżerów i to, jak kluby obracają pieniędzmi.

John zaprzecza doniesieniom o próbach szantażu i zapowiada, że na serwerach ma ponad 300 gigabajtów dokumentów, a kolejne wciąż napływają.

Piłka nożna
Kupmy sobie klub. Gwiazdy futbolu inwestują
Piłka nożna
Marcin Robak wznawia karierę. Teraz będzie grał w futsal
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Zlatan Ibrahimović krytykuje Szymona Marciniaka
Piłka nożna
Barcelona liderem w Hiszpanii. Robert Lewandowski ma już więcej goli niż w całym ubiegłym sezonie
Piłka nożna
"Faraon Manchesteru”. Czy Omar Marmoush uratuje City?