Nic nie zapowiadało takiej katastrofy, bo Saarbruecken to jeden z najsłabszych zespołów trzeciej ligi. Trudno mówić, by mistrzowie Niemiec pokpili sprawę i zlekceważyli rywala.
Wprawdzie Harry Kane odpoczywał na ławce, ale po boisku biegali Thomas Mueller, Leroy Sane, Joshua Kimmich czy Manuel Neuer, a w drugiej połowie Thomas Tuchel posłał do boju Jamala Musialę, Serge’a Gnabry’ego i Kingsleya Comana.
Czytaj więcej
Gigant z Bawarii uległ w drugiej rundzie 1. FC Saarbruecken 1:2, tracąc bramkę w doliczonym czasie gry. Niemieckie media piszą o blamażu i hańbie. A już w sobotę ligowy szlagier z Borussią Dortmund.
Bayern szybko objął prowadzenie po trafieniu Muellera, ale zamiast pójść za ciosem, zaczął popełniać błędy w obronie i raził nieskutecznością w ataku. – Nie ma inteligentnego wytłumaczenia na to, co się wydarzyło. Jestem bardzo rozczarowany, bo chcieliśmy pojechać do Berlina (na finał – przyp. red.) – przyznał Tuchel. – Nie byliśmy aroganccy, nie zlekceważyliśmy przeciwników. Mieliśmy problemy z przystosowaniem się do ich agresywnego stylu. Było widać, że kilku zawodnikom brakowało meczowego rytmu, ale to żadna wymówka.
Frustracja i poirytowanie są ogromne. W końcu Bayern to rekordzista pod względem zdobytych krajowych pucharów (20). W ostatnich latach nie ma jednak dobrej passy. W 2020 roku odpadł po rzutach karnych z drugoligowym Holstein Kiel, sezon później – również w drugiej rundzie – dostał lanie 0:5 w Moenchengladbach, a w tym roku przegrał w ćwierćfinale z Freiburgiem.