Portugalczyk nie przeprogramował drużyny narodowej na uprawianie futbolu, który nie rani oczu, ani nie znalazł dla reprezentacji żadnego nowego piłkarza. Obiecywał spojrzeć w przyszłość, ale szybko wrócił do przeszłości, skoro dla ratowania eliminacji Euro 2024 zaprosił na zgrupowanie Grzegorza Krychowiaka. Zmiana, która miała dać jakość, okazała się kolejną częścią opowieści o reprezentacji niemocy i strachu, którą rozpoczął Czesław Michniewicz.
Dlaczego Fernando Santos poniósł klęskę
Nie wiem, czy 68-latek potraktował możliwość pracy w Polsce jako okazję do łatwego zarobku, skoro dostał wysoką pensję, piłkarzy grających w znanych klubach oraz grupę eliminacyjną do przejścia spacerem. Może uznał, że trafiła mu się niepowtarzalna do zmonetyzowania nazwiska na mecie kariery, a może źle zdiagnozował wyzwanie, które go czeka.
Nieudana przygoda z Santosem, a wcześniej Paulo Sousą w połączeniu z krótkim czasem na decyzję sprawiają, że kolejnym selekcjonerem niemal na pewno zostanie Polak
Przyszedł do Polski jako menadżer doświadczony w pracy z zespołem profesjonalistów. Nie spodziewał się najwyraźniej, że dostanie grupę skłóconą i rozchwianą - taką, gdzie kapitan dba wyłącznie o wizerunek własny, piłkarze kłócą się o wirtualne premie i po scysji z najlepszym piłkarzem nie chcą się z nim bawić się w siatkonogę, a na boisko wychodzą z wdrukowanym im przed poprzedniego selekcjonera przekonaniem, że ładnie w piłkę nigdy grać nie będą.
Czas pokazał, że kadra nie potrzebowała technokraty, tylko raczej lekarza dusz - podobnego może do Adama Nawałki, który w trakcie swojej kadencji stał się dla niektórych jak ojciec. Santos wśród narzędzi pracy nie ma umiejętności miękkich, skoro z piłkarzami niemal nie rozmawiał, a podczas konferencji jego mowa ciała zdradzała cierpienie.