Polacy przeżyli przygodę życia podczas turnieju, który jest świętem nieco innej piłki: mniej fizycznej, nie tak wycyzelowanej taktycznie, bogatszej w finezję, znaczonej może nawet młodzieńczą beztroską - ale taką wynikającą z pewności siebie, a nie natury lekkoducha. Włodarski zebrał grupę chłopców, którzy odnajdują się w tej konwencji doskonale.
Trudno się dziwić, że pierwszego gola poprzedziły dwa zagrania zewnętrzną częścią stopy. Chwilę później mogło być 2:0, bo Daniel Mikołajewski przechwycił piłkę, był sam przed bramkarzem, ale uderzył kilka metrów obok bramki. Rywale wyrównali, gdy głową celnie uderzył Max Moerstedt.