Mogło być lepiej, bo Lech zaczął jak Pendolino - wystarczyło 20 sekund, żeby goście objęli prowadzenie. Poznaniacy zaatakowali pressingiem, Joao Amaral przechwycił piłkę i podał ją do Kristoffera Velde, który mocnym strzałem pod poprzeczkę rozpoczął swoje najlepsze 45 minut w barwach Kolejorza. Później było już jednak tylko smutniej.
Stracony gol sprawił, że mistrzowie Azerbejdżanu rzucili się do ataku. Minął niespełna kwadrans, obrońcy Lecha się zagapili i Kady, choć dryblując skiksował, mocnym strzałem przy słupku doprowadził do wyrównania.
Gospodarze kolejny cios wyprowadzili tuż przed przerwą. Błąd popełnił Artur Rudko, bo zamiast złapać piłkę zagraną w pole karne, wybił ją na nogę Filipa Ozobicia. Ten gol zwieńczył okres wyrównanej gry. Lech po stracie pierwszej bramki opanował sytuację w środku pola, a zagrożenie pod bramką rywali rodził zwłaszcza akcje prawym skrzydłem, gdzie pracowali Velde i Joel Pereira.
Trener John van den Brom postawił na identyczny skład, jak tydzień wcześniej. Spadła za to siła rażenia ławki, bo urazy odniesione podczas spotkania o Superpuchar Polski wykluczyły z wyjazdu do Baku Adriela Ba Louę, Afonso Sousę i Daniego Ramireza.
Problemem Lecha nie byli jednak rezerwowi, tylko bramkarz. Nadeszła 57. minuta, kiedy Rudko odbił przed siebie płaskie uderzenie z rzutu wolnego Kady’ego, a piłkę do siatki skierował Kevin Medina. Był na spalonym, ale sędziowie tego nie widzieli. Błąd popełnił zarówno arbiter liniowy, jak i bramkarz. Lech latem poskąpił na fachowca, więc pretensje powinien mieć przede wszystkim do siebie.