Trzecia runda kwalifikacji LM to już poważne europejskie granie. Zwycięzca na tym etapie nie może być jeszcze pewien występów w Champions League – czeka go jeszcze decydujący o wejściu do fazy grupowej play-off – ale ma już zapewnione występy w Europie przynajmniej do grudnia.
Porażka w play-off (jak oficjalnie UEFA nazywa czwartą rundę eliminacji) oznacza bowiem z jednej strony pożegnanie z marzeniami o Lidze Mistrzów, ale z drugiej – gwarantuje występy w fazie grupowej Ligi Europejskiej. A na chłodno oceniając potencjał Legii – właśnie LE wydaje się bardziej realnym celem niż Champions League.
Widmo buntu najbogatszych klubów i powstania Superligi poza UEFA krąży po Europie już od jakiegoś czasu. Szczególnie głośno było o ewentualnym rokoszu w końcówce poprzedniego sezonu. Między innymi właśnie dlatego, by uspokoić najbogatsze kluby, UEFA postanowiła podwyższyć nagrody w zarządzanych przez siebie rozgrywkach. W latach 2012–2015 awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów (polskie kluby bezskutecznie pukają tam od 20 lat) wyceniany był na 8,6 miliona euro. Od tego roku stawka poszła w górę i każdy z klubów dostanie 12 milionów.
Zwiększyły się też pieniądze w Lidze Europy. W tym sezonie każdy z uczestników fazy grupowej dostanie 2,4 miliona euro. W porównaniu z Champions League to wciąż drobne, ale dla Legii nieco powyżej 10 milionów złotych to już całkiem pokaźna suma.
By jednak liczyć na jakiekolwiek frukta, Legia musi pokonać dziś AS Trencin. Zdobywca mistrzostwa i Pucharu Słowacji nie rozgrywa meczów w europejskich pucharach u siebie – maleńki stadion, mogący pomieścić nieco ponad 4 tysiące widzów, nie spełnia wymagań UEFA. Mecz odbędzie się w odległym od Trenczyna o 80 kilometrów Żylinie.