Jeden punkt w trzech meczach i zero strzelonych goli to bilans startowy Lecha, który ma walczyć o... mistrzostwo Polski. Jagiellonia nie pokazała w Poznaniu wielkiego futbolu, ale wystarczyło to na pokonanie słabo spisujących się gospodarzy.
W pierwszej połowie gra toczyła się głównie na połowie gości, jednak z przewagi Lecha niewiele wynikało. O ile we wcześniejszych meczach podopieczni Jana Urbana grzeszyli skutecznością, tak przeciwko Jagielloni tego grzechu popełnić nie mogli, gdyż nie potrafili nawet sobie stworzyć klarownych okazji.
Defensywa białostockiego zespołu bez większych kłopotów radziła sobie z przewidywalnymi atakami gospodarzami czy wrzutkami w pole karne. Bramkarz Marian Kelemen może i miał trochę pracy, ale też piłkarze "Kolejorza" nie zmusili go do jakiś niebywałych interwencji.
Jagiellonia nieźle prezentowała się w obronie, ale w ataku grała mało przekonywająco. Dwa celne, jednak słabe strzały w światło bramki Przemysława Frankowskiego i uderzenie Tarasa Romanczuka nie mogło zaskoczyć Jasmina Buricia.
Lechici na początku drugiej połowy znów zepchnęli rywala do defensywy. Marcin Robak próbował przełamać niemoc strzelecką i swoją, i swojej drużyny, lecz bez efektu.