– Na papierze to tylko sparing, ale wszyscy wiemy, że jest inaczej. Nie ma nic lepszego niż mecz z Niemcami – mówi dyrektor reprezentacji Włoch Lele Oriali.
Przez lata Italia kojarzyła się niemieckim piłkarzom nie ze słońcem i wakacjami, tylko z porażkami w wielkich turniejach. Wiszącą nad drużyną klątwę udało się złamać dopiero w lipcu tego roku. I to w jakich okolicznościach. Po 90 minutach i dogrywce było 1:1, o awansie decydował konkurs rzutów karnych. Jeden z najdziwniejszych w historii futbolu.
Niemcy w jeden wieczór zmarnowali więcej jedenastek (trzy) niż przez ostatnie 40 lat, a i tak weszli do półfinału, bo rywale strzelali jeszcze gorzej. Nie popisał się zwłaszcza – wprowadzony z myślą o karnych – Simone Zaza. Wziął długi rozbieg, zrobił kilkanaście małych kroczków, a potem kopnął piłkę w trybuny, stając się obiektem drwin internautów.
– Ten strzał zepsuł mi cały urlop. Do dziś o nim myślę. Ale gorsza od krytyki i szyderstw była świadomość, że zniszczyliśmy coś, na co pracowaliśmy cały miesiąc – wspomina Zaza.
Trener Włochów Giampiero Ventura nie ukrywa, że wolałby, żeby jego zespół zmierzył się z jakimś łatwiejszym przeciwnikiem, który wywołuje mniejsze emocje i pozwala na sprawdzenie różnych rozwiązań na boisku. Z drugiej strony to świetna okazja, by przekonać się, na co stać zmienników. Ventura planuje wystawić dziś kilku młodych zawodników z 17-letnim bramkarzem Gianluigim Donnarummą na czele.