Wyprawa Bayernu po trofeum wieńczące znakomity poprzedni sezon zaczęła się od turbulencji. Mimo przełożenia meczu Bundesligi z Herthą (1:0) na wcześniejszą godzinę piłkarze utknęli na lotnisku w Berlinie.
Z powodu złych warunków pogodowych ich samolot nie dostał zezwolenia na start przed północą (później obowiązuje zakaz lotów) i podróż do Dauhy mogli rozpocząć dopiero w sobotę nad ranem. Zmęczona załoga musiała jednak zostać wymieniona, więc potrzebne było międzylądowanie w Monachium i do Kataru mistrzowie Niemiec wylecieli ostatecznie po godzinie dziewiątej.
– Czujemy się oszukani przez władze Brandenburgii – szef bawarskiego klubu Karl-Heinz Rummenigge nie ukrywał zdenerwowania faktem, że dla jego zespołu nie zrobiono wyjątku i nie pozwolono na start po północy.
Bez względu na przygody, jakich doświadczyli Robert Lewandowski i jego koledzy, to Bayern pozostaje faworytem klubowego mundialu. W poniedziałkowym półfinale zmierzy się z triumfatorem afrykańskiej Ligi Mistrzów Al-Ahly Kair (transmisja w TVP Sport o 19.00, od 20.00 także w TVP 1). Finał zaplanowano na czwartek.
Zawodnicy z Monachium mają obiecane specjalne premie, bo dotąd tylko jednej drużynie udało się zdobyć w ciągu roku wszystkie możliwe trofea. Dokonała tego Barcelona Pepa Guardioli (2009). – To byłoby coś wyjątkowego – twierdzi Lewandowski, który powalczy o jedyny brakujący puchar w swojej kolekcji. Dla wszystkich miłą odskocznią będzie obecność kibiców na trybunach.