Kiedy Neymar strzelał w niedzielę pierwszą bramkę dla Paris Saint-Germain, w liczącym zaledwie 7 tysięcy mieszkańców Guingamp, Leo Messi z Luisem Suarezem przeżywali na Camp Nou trudne chwile. Barcelona przegrała z Realem 1:3, a jedynego gola zdobyła po wątpliwym rzucie karnym.
Mecz o Superpuchar potwierdził, że sędziowanie w Hiszpanii pozostawia wiele do życzenia (druga żółta kartka dla Cristiano Ronaldo za rzekome symulowanie faulu w polu karnym, nieuznany prawidłowy gol Portugalczyka). Pokazał też, że katalońska drużyna potrzebuje zmian, o czym głośno mówi m.in. Sergio Busquets.
Po sprzedaży Neymara do klubowej kasy trafiły 222 mln euro, ale nawet dysponując tak wielkimi pieniędzmi, nie jest łatwo dokonywać zakupów. Nic nie wyszło z transferu Marco Verrattiego z PSG, utalentowani Theo Hernandez i Dani Ceballos wybrali Real, a Liverpool i Borussia podbijają ceny za Philippe'a Coutinho i Ousmane'a Dembele.
Brazylijczyk i Francuz są jednak tak zdeterminowani, by grać w Barcelonie, że pewnie prędzej czy później pojawią się na Camp Nou. Może nawet jeszcze w tym tygodniu. Na razie trafił tam Paulinho. Za 29-letniego pomocnika, który występował ostatnio w Chinach, a w swoim CV ma epizod w ŁKS Łódź, Katalończycy zapłacili 40 mln euro. Podobno nawet sam piłkarz był zaskoczony tą informacją.
Real tego lata inwestuje przede wszystkim w młodość. Oprócz wspomnianych Theo i Ceballosa, kupionych z Atletico i Betisu, z wypożyczeń wrócili trzej wicemistrzowie Europy do lat 21: Jesus Vallejo, Marcos Llorente i Borja Mayoral. Jeśli wierzyć hiszpańskim mediom, Królewscy zrezygnowali z zatrudnienia Kyliana Mbappe, nie godząc się na jego wygórowane oczekiwania finansowe (podobno 12 mln euro netto za sezon).