Ten mecz był jak egzamin na studiach: przystąpić, wygrać, zapomnieć i najlepiej nie ponieść strat. Polacy niemal wykonali plan, bo choć zwyciężyli pewnie (5:0), to żółtą kartkę po zbędnym faulu w środku pola dostał Karol Linetty. To jego drugie upomnienie w tych eliminacjach, więc w Tiranie nie zagra.
Piłkarski piknik, który z trybun Stadionu Narodowego śledziło niemal dwa razy więcej ludzi, niż wynosi populacja San Marino – organizatorzy sprzedali komplet 56 tys. biletów – był szansą dla zawodników drugiego planu.
Pierwszy raz za kadencji Sousy w reprezentacji zagrał Robert Gumny, na boisko od początku wybiegli też Przemysław Płacheta i Kacper Kozłowski. Ten pierwszy w tym roku gra więcej w kadrze niż w klubie, ale Sousie jest potrzebny, bo reprezentacja cierpi na deficyt przebojowości wśród skrzydłowych, a to cecha, która w meczach z outsiderami przynosi zazwyczaj wymierne korzyści.
Czytaj więcej
W 57. minucie meczu z San Marino sędzia przerwał grę. Piłkarze obydwu drużyn utworzyli szpaler, przez który przeszedł ocierający łzy Łukasz Fabiański. 56 tysięcy widzów biło brawo na stojąco i skandowało nazwisko bramkarza. Tak 57-krotny reprezentant Polski żegnał się z drużyną narodową.
Kozłowski miał dwie asysty, a swojego piątego gola w trzecim meczu strzelił dla drużyny narodowej Adam Buksa. To zawodnicy, których w reprezentacji wymyślił Sousa.