Kryzys trwa od kilku miesięcy. Obecnie Lech nie jest nawet najlepszym klubem Poznania, bo Warta zdobyła w tym sezonie o trzy punkty więcej. Legia natomiast siedzi wygodnie w fotelu lidera. Warszawiacy przy korzystnym splocie wyników mogą świętować mistrzostwo kraju już za tydzień, po domowym meczu z Cracovią.
Jesienią wszystko wyglądało inaczej. Legia po klęsce w walce o Ligę Mistrzów rozliczała letnie transfery i zmieniała trenera (Czesław Michniewicz zastąpił Aleksandara Vukovicia), a Lech świętował dobre występy w Lidze Europy.
Dziś Kolejorz żyje w tymczasowości. Klub zarobił na sprzedaży Jakuba Modera, Kamila Jóźwiaka oraz Roberta Gumnego ponad 18 mln euro, a zyski zainwestował tak, że drużyna w dziesięciu ostatnich meczach zdobyła 12 punktów i w przyszłym sezonie raczej zabraknie jej w pucharach.
Posadą za wyniki zapłacił Dariusz Żuraw, który jesienią był noszony na rękach. To kolejny przykład, że w Polsce droga od bohatera do przegranego jest wśród trenerów bardzo krótka. Lecha w meczu z Legią poprowadzą jego asystenci: Janusz Góra i Dariusz Dudka. Możliwe, że na trybunach usiądzie następca Żurawia, czyli Maciej Skorża, który w 2015 roku poprowadził poznaniaków do ostatniego mistrzowskiego tytułu.
Lech zagra z zespołem, który trzyma ligę w szachu. Legia wygrywa mecz za meczem, a jej styl daje nadzieję, że w tym roku wreszcie mistrzem zostanie najlepszy zespół, a nie ten, który stracił najmniej punktów.