Pięć lat temu w tej samej sali hotelu Sofitel Victoria w Warszawie na drugą kadencję został wybrany Zbigniew Boniek. Teraz żegnał się z funkcją, ponieważ nie mógł startować po raz trzeci. Zjazd przyznał mu tytuł prezesa honorowego. Przed Bońkiem takim zaszczytem obdarzono jedynie Kazimierza Górskiego.
Boniek żegnał się z podniesioną głową, chwalił się budżetem, pomocą dla klubów w czasie pandemii, liczbą meczów międzynarodowych, których gospodarzem była Polska (mistrzostwa świata i Europy reprezentacji młodzieżowych i dwa finały Ligi Europy). Nie byłoby tego, gdyby nie nowoczesne stadiony powstające w ostatnich latach.
Tylko poziom gry reprezentacji nie może zadowalać. „Polska piłka potrzebuje silnych klubów, a tu jest najwięcej do zrobienia". Zapewne najbardziej zapamiętane zostaną słowa – apel do następców – rzucone od niechcenia, na koniec: „Zróbcie wszystko, żebym nie musiał za cztery lata wracać".
Czy ktoś to sobie wziął do serca? Trudno powiedzieć. Delegaci przybyli na zjazd, żeby dokonać wyboru. Rozmawiają o piłce na co dzień, bo widują się na meczach. O przyszłości dyskutowali z Cezarym Kuleszą, który w ramach kampanii wyborczej odwiedził wszystkich baronów, czyli prezesów wojewódzkich związków, a z działaczami klubowymi spotykał się przy okazji meczów Jagiellonii.
Zjednywał ich sobie od ponad roku, dobrze wiedząc, co komu obiecać i co powiedzieć. Ostatnie kuszenie odbywało się na uroczystej kolacji wydanej przez Zbigniewa Bońka dla 300 działaczy w przeddzień zjazdu, a potem, do późnych godzin nocnych, w rozmowach kuluarowych.