Ponownie sezon LOTTO Ekstraklasy Legia Warszawa rozpoczyna bez błysku i rozczarowując własnych kibiców. Tym razem na warszawian sposób znaleźli zawodnicy z Dolnego Śląska.
Pierwsza połowa była niezwykle emocjonująca. Wymiany ciosów, szybkie kontry i trudne decyzje, które musiał podejmować arbiter. Z pewnością dla kibiców był to mecz, który się znakomicie oglądało. Pierwszą groźną okazję stworzyli sobie legioniści, gdy w zamieszaniu w polu karnym mocny strzał oddał Kasper Hamalainen. Gospodarze atakowali 3 na 2, ale Fin oddał strzał w słupek. Później nastąpił kilkunastominutowy koncert gry lubinian - relacjonuje Onet.pl.
Filip Starzyński wzdłuż bramki zagrał do Patryka Tuszyńskiego, piłkę jeszcze zagarnął Remy, ale zderzył się z Malarzem, a wykorzystał to wspomniany Tuszyński, który trafił do pustej bramki! Chwilę później mógł podwyższyć prowadzenie Pawłowski, ale jego strzał został zablokowany. Zaskoczyć ponownie defensywę Zagłębiu udało się w 21. minucie. Hlousek faulował Czerwińskiego, a sędzia Jarosław Przybył po konsultacji z systemem, VAR podjął decyzję o podyktowaniu rzutu karnego. Z jedenastego metra gola strzelił FIlip Starzyński.
Legia natychmiast rzuciła się do odrabiania strat. Atakowała ze zwiększoną mocą i to przyniosło szybki efekt, jeszcze przed końcowym gwizdkiem pierwszej połowy. Kasper Hamalainen trafił z najbliższej odległości do siatki, ale sędzia dzięki systemowi VAR gola nie uznał, gdyż Miroslav Radović był na pozycji spalonej w czasie kontry legionistów. Zgodnie z przepisami została natomiast zdobyta bramka przez Hlouska – kilka minut później – któremu podawał Philipps. Przed przerwą Legia mogła wyrównać, ale ani Hamalainen, ani szczególnie Cafu, którzy byli w świetnych sytuacjach, nie posłali piłki do siatki.
Druga połowa była zdecydowanie mniej emocjonująca. Legia prowadziła grę, ale bardzo trudno przychodziło jej z taką łatwością dochodzenie do stuprocentowych okazji bramkowych. Lubinianie w porównaniu z pierwszą połową starali się grać uważniej w destrukcji. To nawet Zagłębie stwarzało sobie okazje do podwyższenia prowadzenia. Próbowali Pawłowski, czy Starzyński. Z Legii odpowiadał Carlitos, ale jego strzał trafił tylko w boczną siatkę. Później w końcówce strzelali niecelnie ponownie Hamalainen i Żyro. Kropkę nad i postawił na chwilę przed końcowym gwizdkiem Tuszyński, któremu dogrywał Czerwiński.