W pięciu ostatnich meczach, w których Arka podejmowała w Gdyni Górnika Zabrze, gospodarze odnieśli same zwycięstwa. Ba, nie stracili w tych spotkaniach nawet jednego gola! Ale każda passa kiedyś się kończy. W sobotę gdynianie zremisowali z ekipą ze Śląska 1:1, ale i tak muszą uznać ten wynik za sukces. Po pierwsze dlatego, że wreszcie udało im się strzelić pierwszego gola w tym sezonie, po drugie ze względu na to, że wyrównująca bramka padła w ostatniej chwili - czytamy w relacji Onetu.
Bohaterem Arki został Michał Janota. Pomocnik gospodarzy rozgrywał bardzo nierówne spotkanie, jednak w końcówce długo czekał na piłkę na 25 metrze od bramki Tomasza Loski. Gdy ją dostał, nie zastanawiał się. Zszedł do środka , potężnie przymierzył lewą nogą i posłał futbolówkę w sam róg bramki Górnika.
Była to nagroda dla Arki za dominację w ostatnim kwadransie, w którym grali w przewadze po czerwonej kartce dla Adriana Gryszkiewicza. Obrońca Górnika wyleciał z boiska w sytuacji, o której będzie się dużo mówiło. Gryszkiewicz powalił Mateusza Młyńskiego na skraju pola karnego. Sędzia Jarosław Przybył przez dobre dwie minuty analizował przebieg sytuacji dzięki systemowi VAR, aż w końcu podjął decyzję o podyktowaniu rzutu wolnego. Jak tłumaczono na antenie Canal+ Sport, arbiter wybrał to rozwiązanie, bo pierwszy kontakt Gryszkiewicza z Młyńskim, decydujący o upadku piłkarza Arki, miał miejsce poza polem karnym. To uzasadnienie nie wszystkich jednak przekonuje.
W tym miejscu warto jednak zatrzymać się przy Młyńskim, najlepszym piłkarzu spotkania. 17-latek w sobotę debiutował w Ekstraklasie, ale grał jak weteran. W przerwie wszedł na boisko i odmienił grę swojego zespołu. Wprowadził bardzo dużo ożywienia, dryblował, dośrodkowywał, strzelał. To za dwa faule na nim żółte kartki oglądał Gryszkiewicz. Niedawno trener Arki, Zbigniew Smółka, narzekał, że nie ma skrzydłowych. Jeśli Młyński będzie grał na takim poziomie, szkoleniowiec ekipy znad morza nie będzie miał powodów do narzekania.
Przed czerwoną kartką wydawało się, że Górnik odniesie dość pewne zwycięstwo. Zabrzanie grali lepiej, stwarzali sobie dużo okazji, ale brakowało im skuteczności. Sam Jesus Jimenez mógł trzykrotnie pokonać Pavelsa Steinborsa. Udało się to innemu Hiszpanowi. Po świetnej centrze Daniela Smugi z rzutu rożnego bramkę na 1:0 tuż przed przerwą zdobył Dani Suarez, który popisał się ślicznym uderzeniem szczupakiem.