Nominacja Furtoka była zaskoczeniem chyba nawet dla niego samego. Z PZPN zadzwonili w poniedziałek wieczorem, we wtorek rano już był w Warszawie. Nikt nie ukrywał, że w rozmowach decydujące były finanse. Trener jako dyrektora widział Pawła Wojtalę, Marka Koźmińskiego lub Tomasza Smokowskiego – dziennikarza Canal+. Wszyscy młodzi, rozumiejący zasady działania współczesnego futbolu, ale jednocześnie znający swoją wartość. Podobnie jak Włodzimierz Lubański, jeden z najbardziej znanych polskich piłkarzy.
– Szansa na pracę przy kadrze Euro 2012 to czas na inwestycję w siebie – tłumaczył prezes Grzegorz Lato.
Zainwestował w siebie Furtok, który swoją rolę określił jako „szukanie hoteli i sprawdzanie boisk“. Zapewnia, że ma kontakty w świecie, mówi po niemiecku, śląsku i trochę po angielsku. Smuda, dziwiąc się, iż dziennikarze są zaskoczeni nominacją, zapewnił, że chociaż fakty wskazują na co innego, w doborze współpracowników nie było pośpiechu. – Panowie, to nie jest Jasiu z łapanki, to jest Jasiu Furtok. On wie, jak pachnie szatnia i jak śmierdzą skarpetki. Jasiu też dużo widział.
Pierwszym asystentem Smudy został Jacek Zieliński, który prowadził Legię Warszawa, Koronę Kielce i po zwolnieniu z Lechii Gdańsk pozostawał bezrobotny.
– Decyzję podjąłem bardzo szybko. To dla mnie szansa, wiele lat grałem w piłkę, wydaje mi się, że poradzę sobie w nowej roli. Muszę być trochę pośrednikiem między selekcjonerem a piłkarzami. Z kilkoma z nich grałem w piłkę, kilku prowadziłem jako trener – mówił po prezentacji.