Esteci futbolu wzdychali do tych meczów od kiedy rozlosowano ćwierćfinały. Może i Barcelona nie jest już tą oszałamiającą Barceloną z poprzedniego sezonu. Może Arsenal myli kroki niemal za każdym razem, gdy trzeba tańczyć z naprawdę wielkim rywalem. Ale na nich przyjemnie się patrzy nawet gdy są w kłopotach. Jeden z angielskich komentatorów powiedział po losowaniu, że najlepiej jakby obu stronom dać po piłce, bo obie potrafią ją trzymać przy sobie jak nikt inny i szkoda tracić taką okazję.
Johan Cruyff, zakładając barcelońską szkołę futbolu, kazał dobre podanie cenić równie wysoko jak strzeloną bramkę. O Arsenalu „Times“ napisał po jednym z meczów, że próbował podaniami odwzorować schemat londyńskiego metra. Przy takim stylu gry nawet bezbramkowe remisy mogą być pasjonujące, choć akurat Barcelonie i Arsenalowi nie zdarzyło się jeszcze spotkać w Lidze Mistrzów i rozejść bez strzelenia przynajmniej dwóch goli. Przy ostatniej okazji, w finale LM 2006, strzeliły trzy.
Barcelona wygrała wtedy 2:1. Wygrywa zresztą za każdym razem, gdy spotyka na swej drodze drużyny Arsene’a Wengera: z jego Monaco i jego Arsenalem grała pięć razy, wygrała cztery mecze, raz był remis.
To jest właśnie zagadka futbolu. Spotykają się dwaj wyznawcy tych samych ideałów: i w Barcelonie i w północnym Londynie wierzą w młodość, atak i ciągłe zmiany. Pep Guardiola i Wenger gwiazdy sobie wychowują, a nie kupują, tylko od czasu do czasu robiąc wyjątek (ostatnio Zlatan Ibrahimovic w Barcelonie i Andrij Arszawin w Arsenalu). Mają najlepsze szkoły piłkarskie w swoich krajach, mają ten czar i obietnicę ciągłego rozwoju, która przyciąga do nich zawodników, nawet jeśli gdzie indziej dostaliby więcej pieniędzy. Ani w Barcelonie ani w Arsenalu nie patrzy się w paszporty: jeśli myślisz po naszemu, i grasz po naszemu, jesteś nasz. Ale Barca idąc tą drogą wygrała w pięć lat dwie Ligi Mistrzów, a w ostatnim sezonie zdobyła wszystko, co było do zdobycia.
Arsenal od pięciu lat nie wygrał nic. Puchar Anglii z 2005 to jego ostatnie trofeum, każdą szansę na kolejne marnował. Dlatego nazywają go zgryźliwie Barceloną light, piszą - jak po ostatnich półfinałach LM z Manchesterem - o chłopcach, którzy nigdy nie pokonają mężczyzn. Jutrzejszy mecz i rewanż za tydzień to dla Arsenalu najlepsza okazja do pokazania, że jest inaczej.