Będzie to bardzo smutne pożegnanie. Lampard grał w Londynie od 2001 roku, przyszedł z West Hamu jeszcze przed erą Romana Abramowicza. Był przy największych sukcesach Chelsea, zdobył z nią trzy tytuły mistrzowskie, w zeszłym roku wygrał Ligę Mistrzów. Właśnie awansował na drugie miejsce w klasyfikacji strzelców klubu (193 bramki, tyle samo co Kerry Dixon; do wyrównania rekordu Bobby'ego Tamblinga brakuje mu tylko dziewięciu trafień).
Ale dla rosyjskiego właściciela i działaczy przestało to nagle mieć znaczenie. Informację, że 34-letni Lampard opuści latem Chelsea, potwierdził w rozmowie z dziennikiem „Telegraph" menedżer piłkarza Steve Kutner.
– Frank dowiedział się, że nie będzie żadnych negocjacji dotyczących nowej umowy, podczas klubowych mistrzostw świata w Japonii, a ja usłyszałem o tym ponownie po meczu z Evertonem (30 grudnia – przyp. t.w.). Od tego czasu nic się nie zmieniło. Frank musiał zaakceptować tę decyzję. Chce się teraz skupić na futbolu i możliwie jak najlepszym pożegnaniu z klubem, który kocha – powiedział Kutner.
Lampard był gotowy zgodzić się nawet na znaczną obniżkę swojej pensji, wynoszącej obecnie 150 tys. funtów tygodniowo. – Spędziłem tu wiele pięknych lat. Chciałbym zakończyć karierę na Stamford Bridge, ale najwyraźniej nic nie trwa wiecznie – mówił niedawno.
Tacy jak on czy Steven Gerrard z Liverpoolu wydawali się nie do ruszenia. Ale jak się okazuje, w dzisiejszym świecie nie ma takich pomników, których nie można by zburzyć. Lojalność i przywiązanie do barw klubowych wychodzi z mody.