Sześć ostatnich meczów w grupie A skończyło się remisami i dla Polski byłoby najlepiej, gdyby ta seria została przerwana w sobotę przy Łazienkowskiej, a trwała na innych stadionach.
Są na to duże szanse. Serbowie z pięciu meczów wyjazdowych wygrali tylko jeden, a w Armenii punkty traciły już Polska, Finlandia i Portugalia. Finowie spotykają się z Belgią, która w drugiej części eliminacji gra o niebo lepiej niż wcześniej. Portugalczycy teoretycznie mają najłatwiejszych rywali, ale im też wyjazdy nie służą (jedno zwycięstwo, trzy remisy i porażka), a teraz właśnie wyruszyli na wyprawę, jakiej eliminacje ME jeszcze nie widziały: z zachodniego wybrzeża Europy do kaukaskiego Baku, a potem jeszcze dalej w głąb Azji, do Ałma Aty, gdzie w środę grają z Kazachstanem.
Jeśli po 14 tysiącach kilometrów podróży wrócą do domu bez sześciu punktów, będą w bardzo niewesołej sytuacji. To są dla nich najgorsze eliminacje od lat. Ostatni raz wygrali w czerwcu z Belgami, trzy ostatnie mecze kończyli remisami. I co najważniejsze – nie pokonali jeszcze żadnego z rywali liczących się w walce o awans. Wygrywali tylko z Azerbejdżanem, Kazachstanem i Belgią.
Luiz Felipe Scolari poleciał z drużyną, prowadził treningi, był na konferencji prasowej, ale w sobotę musi się trzymać z daleka od ławki rezerwowych. Przez najbliższe trzy mecze swój teatr groźnych min i okrzyków będzie pokazywał z trybun. Kara za uderzenie Ivicy Dragutinovicia została skrócona z czterech do trzech meczów i dzięki temu Scolari będzie mógł jeszcze w tych eliminacjach usiąść blisko piłkarzy, ale dopiero 21 listopada, w meczu u siebie z Finlandią.
Jeśli jego zawodnicy nie zaczną wygrywać, mecz z Finami może być ostatnim dla Scolariego w roli trenera Portugalii. Zapowiedział już, że po Euro 2008 poszuka nowych wyzwań. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że być może za nową pracą będzie się musiał rozglądać o kilka miesięcy wcześniej.