Rz: Po pierwszej połowie nie mogło się panu przytrafić chyba nic lepszego niż dodatkowa półgodzinna przerwa w grze z powodu awarii oświetlenia.
Leo Beenhakker
: Tak, widziałem, że nam nie idzie i że przyda się jeszcze trochę czasu na przemyślenia. Na szczęście w naszej ławce rezerwowych była wtyczka, tuż przy moim krzesełku. Wyciągnąłem ją, żeby jeszcze z chłopakami pogadać. Wytrzymałem dozwolone maksimum, aż w końcu pozwoliłem wznowić grę.
Żartujemy, ale przecież gra Polaków wyglądała dramatycznie. Przegrywaliśmy z Kazachstanem.
Ani przez chwilę nie zwątpiłem w to, że wygramy. Przy tych zawodnikach jeszcze nigdy mi się to nie przydarzyło. Trzeba było tylko trochę uspokoić grę. W futbolu jest tak, że czasami jak się za bardzo chce, to nic nie wychodzi. Moi piłkarze pierwszą połowę zagrali z sercem, chcieli szybko załatwić sprawę i za bardzo się spięli. A serce jest potrzebne tylko do odzyskiwania piłki, a kiedy już jest się w jej posiadaniu, to trzeba włączyć głowę i na spokojnie zacząć myśleć.